Menu

Kurs na optymizm

Branża spożywczo-przemysłowa ucierpiała chyba najmniej z całej gospodarki. Sektory gospodarcze to naczynia połączone. Jeśli ludziom żyje się lepiej, to ja również się rozwijam. Niestety, z czymś takim jak pandemia nie mieliśmy do czynienia za naszego życia, każdy musiał uczyć się funkcjonować w tej zupełnie nowej sytuacji – rozmawiamy z Ireneuszem Cichońskim, CEO sieci Intermarché w Polsce.

Rozmawiał RAFAŁ KORZENIEWSKI

Na Facebooku jest napisane, że jest pan optymistą roku 2019. Czy to aktualne?

Optymista to stan ducha i z tym się nie rozstajesz. Są oczywiście za­chwiania, jak u każdego człowieka, ale ważny jest kurs – kurs na optymizm. Ponadto, optymiście łatwiej jest żyć i pokonywać przeciwności. Zdecydo­wanie mogę powiedzieć – optymistą pozostanę!

Branża FMGC, w której pan działa, ucho­dzi za tę, która ucierpiała stosunkowo najmniej, a niektórzy twierdzą, że nawet wcale. Jak pan to ocenia?

To prawda, branża spożywczo­-przemysłowa ucierpiała chyba naj­mniej z całej gospodarki. Poszczegól­ne sektory gospodarcze to naczynia połączone. Jeśli ludziom żyje się le­piej, to ja również się rozwijam. Nie­stety, z czymś takim jak pandemia nie mieliśmy do czynienia za naszego ży­cia, każdy musiał uczyć się funkcjono­wać w tej zupełnie nowej sytuacji. Do­datkowo pewne triki marketingowe, jak sprzedaż internetowa z odbiorem gotowego zamówienia bez wchodze­nia do sklepu – tzw. drive, umocniły naszą pozycję na rynku spożywczym.

Ireneusz Cichoński

Ireneusz Cichoński

A jak ocenia pan perspektywy sek­tora spożywczego? Na co warto sta­wiać, w co inwestować?

Jeżeli chodzi o moją branżę, tak jak na innych rynkach nastąpi konsolida­cja sieci handlowych i grup produkcyj­nych celem minimalizowania kosztów. Skraca się droga między producentem i sklepem. Hurtownie powoli wypada­ją z rynku. Następnym etapem będzie zapewne konsolidacja sieci handlo­wych z producentami. Na zachodzie jest to już bardzo zaawansowane, ale w Polsce takie konstrukcje również się pojawiają. Jeżeli chodzi o przycho­dy pasywne, jak zwykle, długofalowo warto inwestować w grunty czy nieru­chomości w dobrych miejscach i uwa­żać, żeby się nie dać wkręcić w bańkę spekulacyjną.

Czym się różni sieć Intermarché od kon­kurencji?

Oczywiście Intermarché ma wie­le pozytywnych wyróżników, ale rów­nież są, jak u wszystkich, pewne man­kamenty. Intermarché to sieć fran­czyzowa, każdy punkt ma swojego właściciela, dlatego pozytywem jest krótka droga decyzyjna i szybka reak­cja na zmiany. Byliśmy pierwszą sie­cią w kraju, która zabezpieczyła skle­py przeciwcovidowo. Jesteśmy jedyną siecią, która ma własny rozbiór mięsa i wędzarnie wędlin. Klient dostaje to­war pachnący i świeży, od razu z pie­ca. Duża robotę w czasie pandemii zrobił projekt Drive, który pozwalał klientowi robić zakupy, nie wchodząc do sklepu.

Kto jest głównym konkurentem? Lidl, Biedronka, a może Carrefour?

Intermarché jako sieć nie jest kolo­sem na rynku polskim. Biedronka czy Lidl znacząco nas wyprzedzają pod względem liczby placówek i obrotu. W tym przypadku nasza franczyza jest hamulcem rozwoju, gdyż każdy sklep wymaga właściciela z odpowiednim kapitałem. Sieci scentralizowane ma­ją szybką ścieżkę, rozwój i przyrost placówek jest szybszy, a co za tym idzie – mają przewagę negocjacyjną z dostawcami.

Czym jest dla pana odebrana w zeszłym roku statuetka Lidera Przedsiębiorczo­ści? Wiem już, że w tym roku odbierać pan będzie kolejne wyróżnienie, statuet­kę Filarów Polskiego Biznesu.

Statuetka to dla mnie źródło dumy. Zaszczyt, że tak powszechna i z po­zoru prosta sprawa, jak handel spo­żywczy, została dostrzeżona przez kapitułę. Ale, swoją drogą, wielkopo­wierzchniowy handel spożywczy to teraz przedsięwzięcie wymagające tak skomplikowanej i przemyślanej stra­tegii, że trzeba uczyć się nieustannie, a to i tak w dalszym ciągu za mało.

Pozbywa się pan stresu, odrywając się od ziemi – pana hobby to pilotowanie śmigłowca. Skąd ten pomysł?

Dokładnie tak! Samodzielne la­tanie to sposób na przełamanie wła­snych lęków i obaw, udowodnienie sobie czegoś. Jednocześnie to nauka koncentracji, oderwanie się od innych problemów . To też adrenalina, moty­le w brzuchu, krótko mówiąc – zdro­wy haj.

Czy trudno było zrobić licencję? Może kogoś pan zainspiruje i będzie chciał pójść w pana ślady.

Licencja śmigłowcowa jest najcięż­szym do osiągniecia uprawnieniem. Przechodzenie ze startu pionowego do lotu poziomego to dwie odrębne sprawy, które w pewnym momencie trzeba połączyć. Do tego każda koń­czyna musi wykonywać inny ruch. Niestety, im starszy mózg, tym ciężej tworzyć mu nowe połączenia mające na celu wyrabiać automatyzmy. Ma­my w grupie osoby młode, którym łatwiej przychodzi praktyka, są ta­kie osoby jak ja, które orłami nie są, więc muszą poświecić czas i energię, ale koniec końców udało się. Każde­mu polecam takie doświadczenie. Po wyrobieniu licencji czeka cię już tylko piękny świat widziany z góry.

Ta niezapomniana chwila w powietrzu?

Najsilniejsze uczucie w powietrzu? Dla każdego to chyba start i rozpę­dzanie śmigłowca do maksymalnej prędkości na wysokości do dwóch me­trów. Nazywamy to kosiarką. W locie na wysokości przelotowej można się rozluźnić, nawet zrobić zapiski, po­dziwiać. Na przelocie na niskiej wyso­kości wszystkie zmysły muszą być na najwyższych obrotach. Nie ma tutaj miejsca na jakikolwiek błąd. Proszę mi uwierzyć, że po trzech minutach takie­go lotu wszystko mam mokre od potu, jak po godzinie ostrego biegu.

A oprócz tego rower. Niełatwo za panem nadą­żyć. To pana sposób na utrzymanie kondycji? Poleci go pan innym?

Rower był o wiele wcześniej niż śmi­głowiec. Tak, gównie chodzi o utrzy­manie kondycji i odreagowanie, a przy okazji biorę też udział w amatorskich wyścigach kolarskich. To dla mnie ry­walizacja, która daje pozytywnego ko­pa. Polecam to każdemu.

Do tego uwielbia pan podróże. W tym roku, gdy wszyscy byli raczej pozamy­kani w domu, był pan w Egipcie. Co jest takiego ciekawego w podróżach?

Ja od czasu studiów mieszkałem w wielu regionach świata, od USA po Indie i Tajlandię, od Syberii po Bra­zylię. I tak mi już zostało. Wydawanie pieniędzy na rzeczy, często niepotrzeb­ne, dla mnie nie ma większego sensu. Ja gromadzę przeżycia, wspomnienia, kolory, smaki i zapachy, które Europie, zwłaszcza tej północnej, są bardzo od­ległe. A co do moich podróży w 2020, nie udało się nigdzie wyjechać, więc teraz nadrabiam straty. Jutro wylatuję właśnie w okolice równika.

Jak pan na to wszystko znajduje czas?

Daje się zauważyć pewną prawi­dłowość. Nie wiem, czy zwrócił pa­n uwagę, że osoby mające mało zajęć wiecznie się spóźniają, nie mają czasu, są wiecznie zalatane po nic. Ale gdy masz codziennie takich spraw 30-50, to planowanie i działania są nagle tak przemyślane, że na wszystko znajdu­jesz czas. Delegowanie zadań, zosta­wienie dla siebie tych najważniejszych decyzji, to umiejętność znajdywania czasu dla siebie.

Szczepienie to dziś właściwie podsta­wowy warunek, by gdziekolwiek się wybrać. Ale to nie jedyny argument za. Warto się szczepić? Mnie nie trzeba przekonywać, ale wciąż wielu jest ta­kich, których trzeba.

Ja mogę być niewłaściwą osobą do tego pytania. Bardzo ciężko przecho­rowałem Covid, przeżyłem w szpita­lu coś, czego nigdy wcześniej nie do­świadczyłem, a zatem szczepienie to dla mnie „oczywista oczywistość”, mówiąc językiem klasyka. Nie odma­wiam jednak nikomu prawa do samo­dzielnej oceny i nienawidzę tego, że politycy za pomocą strachu wymusza­ją na ludziach pewne sytuacje. To jest jeszcze groźniejsza choroba.

Zdjęcia użyczone przez rozmówcę.

Udostępnij

Możliwość komentowania jest wyłączona.