KOCHAM SWOJĄ PRACĘ – wywiad z Oliwią Lorenz
– Uważam, że problemy są po to, aby je rozwiązywać, a nie po to, aby się nimi załamywać – mówi Oliwia Lorenz, pomysłodawczyni, założycielka oraz właścicielka firmy coachingowej Corporate Development 1 on 1. Prywatnie osoba o wielorakich zainteresowaniach, miłośniczka sztuki, poezji, gry na pianinie i sportu.
Rozmawia BARBARA JOŃCZYK
Ma Pani własną, prężnie działającą firmę. Czy w polskim biznesie łatwo jest się przebić, czy trudno?
– Myślę, że nie jest łatwo na samym początku. Biznes wymaga budowania długoterminowych relacji i oparty jest na wzajemnej współpracy oraz zaufaniu. Podstawową zasadą sukcesu jest zaangażowanie, determinacja, motywacja oraz umiejętność pokonywania różnych przeszkód. Ważne jest również wsparcie innych osób. Sam pomysł na biznes nie wystarczy, liczy się przede wszystkim działanie, współpraca z innymi przedsiębiorcami.
Zajmuje się Pani coachingiem, skąd taki właśnie wybór profesji?
–Znalazłam się kiedyś w sytuacji, która zmusiła mnie do podjęcia ważnej decyzji życiowej oraz do zmiany planów zawodowych. Znajomy businessman wspomniał mi o coachingu, jako świetnej formie rozwoju pracowników oraz biznesu. Zawsze słucham rad od osób odnoszących sukcesy i mających duże doświadczenie w biznesie. I tak umówiłam się na swoją pierwszą sesję coachingową. Moje podejście do życia zmieniło się po niej diametralnie, podobnie jak plany zawodowe. Wyznaczyłam sobie kolejne cele i krok po kroku zaczęłam je osiągać. Ta strategia bardzo mnie zafascynowała i zapragnęłam zgłębić temat coachingu. Coach, który mnie powadził, zaproponował mi współpracę, co dodatkowo zmotywowało mnie do szybkiego zrobienia certyfikowanych kursów. W końcu zaczęłam pracować jako samodzielny coach i okazało się, że odnoszę spore sukcesy. Wielu klientom pomogłam rozwinąć biznes, rozwiązać sytuacje kryzysowe z pozoru bez wyjścia i podnieść ogólny poziom życia. Może to zabrzmi nieracjonalne, ale znana polska jasnowidz dawno temu powiedziała mi, że mam dar oczyszczania ludzi. Teraz wiem, co miała na myśli. Patrząc na moich klientów, ich przemianę i wyniki, które osiągają, mam pewność, że to co robię ma sens.
Co Pani najbardziej lubi w swojej pracy, a czego nie lubi?
– Kocham swoją pracę, ponieważ dzięki niej poznaję interesujących ludzi o różnych osobowościach, kulturach, wywodzących się z różnych środowisk, którzy nierzadko są ekspertami w swojej dziedzinie. Każda z tych osób jest inna i to jest fascynujące. Poznaję życie moich klientów, ich problemy, marzenia, cele i pragnienia i wspieram ich. Klienci otwierają się przede mną, a to buduje więź oraz wzajemne zaufanie i dyskrecję. Wspieram moich klientów w realizacji ich marzeń i to jest najpiękniejsze w tym co robię. Jakość życia człowieka i sprawne funkcjonowanie firmy zależy przede wszystkim od sposobu myślenia ludzi oraz ich skutecznego działania. Wiem, że w Polsce często ludzie narzekają, zamiast myśleć pozytywnie i realizować wyznaczone zadania. Czasami wystarczy inaczej spojrzeć na dany problem albo sytuację, a dzięki temu można dokonać ogromnej przemiany w biznesie lub życiu osobistym czy zawodowym. Odpowiednie podejście do życia, pozytywne myślenie oraz działanie to recepta na sukces. Nie lubię sytuacji, w której klient przychodzi na coaching, bo słyszał że problemy same się rozwiążą, a on nic nie musi się wysilać. Bez zaangażowania klienta w sesję i wzięcia odpowiedzialności za własne życie trudno jest mówić trwałych zmianach.
Czy stosuje Pani zasady coachingu także wobec siebie? Jeśli tak, to na czym to polega?
–Tak, stosuję coaching wobec siebie. Zwłaszcza kiedy nie wiem, jak rozwiązać dany problem lub też chcę zrozumieć zachowanie innych osób czy np. strategię działania jakiejś firmy. Mam zawsze zrobioną listę ściśle określonych celów na dany okres i konsekwentnie udaje mi się je realizować. Coaching to coś w rodzaju budownictwa. Żeby powstał piękny wieżowiec, trzeba zrobić wizualizację, potem szczegółowy projekt, wdrożyć odpowiednie działania oraz zatrudnić kompetentnych ludzi. Coaching to wizja, cel i plan działania.
Uprawia Pani jazdę konną, squasha, skydiving… Czy sport jest dla Pani sposobem na odreagowanie stresów, czy może przede wszystkim przyjemnością?
–Jedno i drugie. Sport daje mi ogromną siłę życiową. Za każdym razem po wysiłku fizycznym czuję zastrzyk dodatkowej, pozytywnej energii. Im więcej sprawiam sobie przyjemności, grając np. w squasha, tym łatwiej jest mi później załatwiać trudne sprawy życiowe. Jedno na drugie ma ogromny wpływ. Sport niewątpliwie podnosi jakość mojego życia pozwala mi się odstresować. Generalnie uważam, że problemy są po to, aby je rozwiązywać, a nie po to, aby załamywać się nimi.
Gra Pani na pianinie. Czy zamiłowanie do muzyki wyniosła Pani z domu?
– Niestety, nie z domu. Będąc dzieckiem, zawsze marzyłam o własnym pianinie, natomiast moi rodzice nie chcieli mi go kupić. Gra na tym instrumencie była jedną z moich niezaspokojonych potrzeb z dzieciństwa. W życiu dorosłym postanowiłam zrealizować swoje marzenie i nauczyłam się gry na pianinie. Muzyka ukaja moją duszę i teraz już wiem, że dzięki rozwijaniu własnych pasji osiąga się w życiu znacznie więcej.
Czy obok sportu i muzyki ma Pani jeszcze inne pasje życiowe? I czy znajduje Pani czas na ich realizację?
– Oczywiście. Moją pasją jest sztuka dlatego współpracuję biznesowo z galeriami sztuki i wspieram je w rozwoju. Sztuka od zawsze mnie fascynowała. Teraz mam okazję poznać osobiście artystów i dowiedzieć się czegoś więcej na temat ich życia czy inspiracji do stworzenia dzieł. Czasem, gdy patrzę na dane dzieło artysty, widzę jego życie i stan emocjonalny w momencie tworzenia. To jest właśnie piękne w sztuce sposób na wyrażenie siebie. Jednym z moich ulubionych nieżyjących już artystów jest Eugeniusz Zak. Gdy patrzę na jego malarstwo, widzę dwa przenikające się światy spokój, idyllę i światło. Ze współczesnych artystów podziwiam malarstwo Wojciecha Fangora, który bez wątpienia jest na wyższym poziomie świadomości, co widać w jego obrazach. Według mnie obrazy mogą mieć lecznicze działanie na psychikę człowieka, wysyłać pozytywne wibracje energetyczne. W warszawskiej galerii „Mostra”, którą szczególnie wpieram w rozwoju biznesu, skupiamy artystów najwyższego kunsztu i wybitnie uzdolnionych, a także dobrze rokujących na przyszłość, co jest cenne dla obecnych i przyszłych kolekcjonerów, bo jak wiadomo sztuka to świetna inwestycja. Obok malarstwa kolejną moją fascynacją jest poezja Sylwii Gibaszek. Dlatego jestem mecenasem jej najnowszej książki, zatytułowanej: „Prolog do Sylwii”, która ukaże się pod koniec tego roku.
Co, na podstawie własnych doświadczeń zawodowych (i nie tylko) poradziłaby Pani tym, którzy chcieliby poczuć smak sukcesu i harmonii w swoim życiu?
–Przede wszystkim, aby słuchali własnej intuicji. Doradców życiowych jest wielu, ale nasza własna intuicja jest niezawodna. Zdecydowanie radzę wyznaczać sobie nowe cele i doprowadzać krok po kroku do ich realizacji. Nie bać się marzyć i przede wszystkim zaspokajać najpierw własne potrzeby a dopiero potem innych. Mniej analizować a więcej działać. Rozwijać się fizycznie i rozwijać własne pasje, np. zapisać się na kurs tańca, lekcje śpiewu lub na coś, czego od dawna się pragnie a odkłada na plan dalszy. Patrzeć na czyny innych i nie wierzyć w puste słowa.