Menu

Catemaco: zaklęte miasto szamanów, czarownic i pysznych tegogolos

A9R1d75ze6_hs3sb3_5c0

O Catemaco można powiedzieć wiele, ale z całą pewnością nie można go nazwać miastem mdłym i pozbawionym magii. Dobrej magii? Złej? A może oszukanej i nastawionej na grubą kieszeń amerykańskich sąsiadów zwanych „gringos”? Ciężko powiedzieć kto ma tutaj rację.

Jowita Marta Łuczak

 Catemaco? Tu wrony zawracają…!

Zwariowałaś!? Naprawdę chcesz tam jechać? – krzyczała z przerażeniem 30-letnia Adriana, prawniczka z Meksyku. – Zastanów się jeszcze! Nie wiadomo co tam się tak naprawdę dzieje! – dodawali pozostali. Jedni pukali się w głowę, inni byli przerażeni, ale z całą pewnością nie było osoby, która wierzyła, że wyjdzie z tego coś dobrego. – A cóż takiego może się stać?! Składane w ofierze głowy kogutów, czarne msze, wiedźmy i szamani o mętnych oczach to na pewno mit i przynęta na turystów – odpowiadałam pewna siebie i oczywiście wsiadłam w telepiący się autobus z wyrwanymi drzwiami, dudniącą z głośników salsą i szalonym kierowcą, który zamiast jak człowiek trzymać się prawego pasa to tuż przed zabraniem kolejnych pasażerów (najczęściej wymachujących nerwowo rękoma) gwałtownie zjeżdżał z trzeciego pasa, omal nie powodując przy tym śmiertelnych kolizji.
W położonym nad Zatoką Meksykańską w stanie Veracruz, w regionie Tuxtlas, mieści się otoczone tropikalnymi lasami rezerwatu biosfery Nanziyaga miasto – o tej samej nazwie co rozległe tafle jeziora, nad którym leży – Catemaco. To właśnie tutaj Mel Gibson nakręcił „Apocalypto”, Jack Sholder „Arachnid – pajęczynę śmierci”, a José Miguel Juárez słynnych „Synów wiatru”. W Catemaco ukazała się również ubogiemu rybakowi Najświętsza Maria Panna z Góry Karmel – dzisiejsza patronka miasta. Płynąc przez jezioro wynajętą kolorową łodzią można zobaczyć wyspę Agaltepec, zajmującą blisko 8,5 hektara ziemi, gdzie zamieszkuje ślimakojad czerwonooki (Rostrhamus so-ciabilis) żywiący się żyjącymi w słodkich wodach jezioro tegogolos – rodzajem ślimaków. Drugą ważną wyspą jest Isla de los Monos, gdzie – na co wskazuje nazwa – jedynymi mieszkańcami są małpy.

Nanciyaga

A9R1wm016n_hs3sau_5c0Oczywiście pewne jest to, że region ten najbardziej słynie z rezerwatu Nanciyaga, do którego prowadzi długi wiszący most, z którego możemy dojrzeć tajemnicze rzeźby przedstawiające chaneques (z języka náhuatl „ci, którzy zamieszkują niebezpieczne miejsca”) i duendes (leśne duchy, skrzaty). Podążając dalej pojawia się teren temazcales, czyli szałasów potu, z których korzysta się do dzisiaj siadając w kręgu dookoła rozgrzanych w ognisku kamieni. Ta prastara praktyka i ceremonia sauny indiańskiej jest niezwykłym przeżyciem i służy oczyszczeniu ciała i umysłu. Są trzy temazcale: jeden mieszczący blisko 30 osób, drugi trochę mniejszy – mieszczący do 15 osób i ostatni, najmniejszy przeznaczony dla maksymalnie 3–4 osób. Jeszcze więk-szą uwagę przykuwa jednak kamienny krąg, czyli dawne planetarium wybudowane na wzór kalendarza azteckiego. To tutaj organizowane są ceremonie i rytuały oczyszczające duszę. Cały rezerwat wita nas glinianymi rzeźbami (replikami) ukazującymi sztukę Olmeków. Ciekawostką jest również źródło wody mineralnej, którą pije się specjalnymi „łyżkami” z liści z paproci. Jedną z ostatnich atrakcji architektonicznych w rezerwacie Nanciyaga jest ukryty pośród potężnych drzew lasu teatr na wolnym powietrzu, zbudowany z bazaltu. Czasami mieszkańcy Catemaco mogą tutaj przyjść na odbywające się regularnie spektakle, koncerty, lecz miejsce to słynie głównie z tajemniczego marcowego zlotu szama-nów i czarowników.

Synkretyzm religijny

A9Rievwiw_hs3sax_5c0

Tutejsze ziemie były pierwotnie zamieszkiwane przez Olmeków, później przez Mexicas, a następnie przez Hiszpanów i przywiezionych przez nich niewolników: Afro-Kubańczyków i Afro-Haitańczyków. Nie powinien zatem dziwić religijny i magiczny twór, jakim jest słynące z synkretyzmu dzisiejsze Catemaco. Od lat mieszało się tutaj wiele kultur i religii: wierzenia Indian, katolicyzm, kubańska Santería i haitańskie Voodoo. Nawet teraz znajdą się wśród mieszkańców tacy co zapalają świece modląc się do Chalchiuhitlicue, azteckiej bogini wody. Niektórzy nazywają to miejsce parkiem rozrywki dla naiwnych turystów, inni przyjeżdżają z poważnymi chorobami i opowiadają o magicznych uzdrowieniach, są jednak i tacy, którzy pojawiają się pod osłoną nocy by odnaleźć tych „złych” brujos (czarodziejów) i odbyć spotkanie z szatanem. Ciężko powiedzieć których jest tutaj więcej. Podejrzani wydają się natomiast ci, którzy reklamują się i wynajmują specjalnych poganiaczy by wyłapywali wszystkich nowo witających do miasteczka turystów i przyprowadzali ich do domu. Przeraża, częściowo rozśmiesza, ale na pewno zaskakuje atmosfera panująca w ich „biurach”. Czerwone ściany, mnóstwo świec, laleczek voodoo, ziół, kamieni, zawieszone na ścianach rogi kozła, a z drugiej strony statuetki świętych i wizerunek ukrzyżowanego Jezusa. W swojej ofercie mają głównie rytuały pomagające zaleczyć zranione serca, pomóc się wzbogacić i oczyścić duszę od złych emocji. Jedno jest pewne, u takiego czarodzieja lepiej nie zabawiać długo. O wiele bardziej przekonująco wyglądają mieszkający w lasach szamani, którzy żyją w zgodzie z naturą i leczą za pomocą tradycyjnych mikstur ziołowych. Są darzeni ogromnym szacunkiem ze względu na kultywowanie dawnych tradycji i ziołolecznictwa. Oczyszczają, wy-pędzają złe duchy, leczą wszelkie choroby i doskonale odgadują naszą przyszłość. Mnie niestety, przyjmujący w malutkim szałasie z muszelek, okładający (dość stanowczo i boleśnie) gałązkami ziół, chuchający w kark i każący powtarzać po sobie dziwne słowa „modlitwy” szaman w białej szacie, nie pomógł i nie wyleczył – jak obiecał – małej, trafnie odgadniętej słabości. Za to, dzięki ziołowym olejkom wtartym w moją skórę, do końca dnia nie zbliżył się do mnie żaden owad.

Zapach cynamonu i ślimacze afrodyzjaki

Catemaco jest również prawdziwą skarbnicą kulinarną. Choć jest znana głównie ze wspomnianych już wcześniej ślimaków tegogolos (uznawanych jako afrodyzjak, najczęściej podawanych z sosem z pomidorów, cebuli, chili i kolendry – której to w żadnym meksykańskim daniu nie może zabraknąć), wyjątkowym smakiem zachwyca również chocho asado (pieczony kwiat palmy), chilpachole (bulion z owoców morza), casbela (duszona dynia z żeberkami), chocholos (kulki z masy kukurydzianej i fasoli ugotowane w bulionie), słodycze z kwiatów cocuite, napój z owoców chochogo, popo (napój z nasion kakaowca, cynamonu, ryżu i owocu chupipi) i przepyszne tecoyotes (cynamonowe ciasteczka z mąki kukurydzianej). Do jednych z najbardziej szokujących dań należy carne de chango, czyli małpie mięso. Oczywiście zachowała się jedynie nazwa dania i ze względu na to, że małpy są pod ochroną, podawane mięso to w rzeczywistości wieprzowina, która po odpowiednim marynowaniu i doprawieniu nabiera kolor podobny do koloru mięsa małpy.

Udostępnij

Możliwość komentowania jest wyłączona.