Menu

KATARZYNA DOWBOR Trening czyni mistrza

Nic tak nie podnosi wartości zawodowej, jak doświadczenie –mówi Katarzyna Dowbor, znana dziennikarka i prezenterka telewizyjna. Z wykształcenia jest pedagogiem, obecnie wykłada na Wydziale Dziennikarstwa UW. Prowadzi także w Polsacie program „Nasz nowy dom”.

Rozmawia IZABELLA JARSKA

Jak pedagog z wykształcenia trafił do radia?

– Do radia trafiłam dzięki śpiewaniu. W moich uniwersyteckich czasach bardzo modne były muzyczne zespoły studenckie i ja śpiewałam w takim zespole. Jedna z naszych piosenek została profesjonalnie nagrana w toruńskim radio i pomyślałam, że postaram się, aby trafiła także do ogólnopolskiej rozgłośni, czyli radiowej Trójki. Zaniosłam do studia taśmę z nagraniami i tam stwierdzono, że mam ładną barwę głosu. Zaproponowano mi współpracę, a że byłam ambitna i ciekawa nowych wyzwań, propozycję przyjęłam.

Jednak porzuciła Pani radio dla telewizji…

– Tak, ale stało się to w zasadzie przez przypadek. W radio pojawiła się któregoś dnia ekipa telewizyjna, zrobiono ze mną „przebitkę” i okazało się, że kamera mnie lubi. Złożono mi zatem propozycję pracy i tak trafiłam do telewizji. To były inne czasy, nie było wtedy castingów.

Odnoszę jednak wrażenie, że telewizja jest mniej łaskawym miejscem pracy dla dojrzałych kobiet niż inne media. Nie dotyczy to natomiast dojrzałych mężczyzn, którzy mogą na wizji prezentować siwiznę i nikt im nie ma tego za złe.

– Wręcz przeciwnie, kiedy mężczyzna posiwieje nabiera patyny i to w oczach widzów, jak i osób zarządzających telewizją, jest zazwyczaj postrzegane jako wartość dodatnia. Inaczej rzecz się ma w przypadku kobiet i to mnie bardzo smuci. Ponieważ uważam, że nic tak nie podnosi wartości zawodowej, jak doświadczenie. A nie ma go dwudziestoparolatka, choćby miała nie wiem jak fajną buzię i długie nogi. Stare powiedzenie, że trening czyni mistrza jest prawdziwe. Kiedy czasami oglądam swoje wystąpienia na wizji sprzed wielu lat, myślę sobie: co z tego, że dobrze wyglądałam, skoro mówiłam jak bęcwał i podobnie się zachowywałam. Po prostu im więcej jest się na wizji, tym większej się nabiera wprawy, naturalności i swobody. Każdy, kto zaczyna występować przed kamerą, na początku jest bardzo spięty. I nie ma to nic wspólnego z tym, czy jest zdolny, czy nie. To nie ma znaczenia. Istotny jest warsztat, a tego się nie można nauczyć nawet na kierunkowych studiach. Na początku przykłada się wagę do tego, jak się stoi, jak się gestykuluje, jak się mówi itp. Kiedy opanuje się warsztat, zwraca się większą uwagę na to, co się ma do przekazania, niż na to, jak to zrobić. Niestety bywa czasami tak, że tzw. decydenci tego warsztatu i doświadczenia nie doceniają. Trochę inaczej jest zagranicą. W brytyjskiej czy francuskiej telewizji oczywiście pracują także młodzi ludzie, ale oni zazwyczaj co najwyżej asystują doświadczonym kolegom i koleżankom. A główne programy prowadzą ludzie dojrzali, którzy coś tam w życiu przeżyli i dzięki temu są wiarygodni. Nic tak nie poprawia notowań u widzów, jak nasze dziennikarzy i prezenterów –doświadczenie życiowe. Bo, przykładowo, jak ja bym mogła opowiadać odbiorcom o wychowywaniu dzieci, gdybym swoich nie miała? Albo teraz, kiedy prowadzę program „Nasz nowy dom”, jak mogłabym być wiarygodna, gdybym sama kilku już domów nie postawiła? Nie wiedziała, co to znaczy użerać się z taką budową? Dla dziennikarza każde doświadczenie życiowe, każdy przysłowiowy „krzyżyk” na karku, działa na korzyść. Chciałabym, aby pracodawcy to wreszcie zrozumieli. Oczywiście młodzi ludzie są bardzo potrzebni, sama już bym nie chciała na przykład prowadzić stricte rozrywkowych programów i chętnie przekazałam tę pałeczkę młodszym pokoleniom. Od długich sukien i prowadzenia festiwalu w Opolu wolę już mój obecny program, który coś wnosi, a nawet jest misyjny. Do pewnych rzeczy się dojrzewa. Dlatego w telewizji jest miejsce i dla młodych, i dla dojrzałych pracowników.

Sport mi bardzo dużo w życiu pomógł. Między innymi nauczył mnie przegrywać, ale i podnosić się po przegranej z nadzieją, że w końcu stanie się z medalem na podium.

 

Skoro jesteśmy przy zainteresowaniach, Pani pasją od lat są różne odmiany sportu. Czy są to upodobania wyniesione z dzieciństwa?

– Tak, kocham sport od dziecka. Do tego stopnia, że ciągle uprawiałam jakąś nową dyscyplinę. Zaczynałam od żeglarstwa, potem grałam w siatkówkę, później pokochałam jazdę konną. W dzieciństwie i późniejszych latach nie wyobrażałam sobie życia bez wyczynowego uprawiania sportu oraz codziennych treningów. Dla mnie to był styl życia. Nie chodziłam na dyskoteki czy na prywatki (jak to się w tamtych czasach nazywało), tylko na treningi. A jak już balowałam, to z kolegami z klubu. Sport mi bardzo dużo w życiu pomógł. Między innymi nauczył mnie przegrywać, ale i podnosić się po przegranej z nadzieją, że w końcu stanie się z medalem na podium. Bo raz się wygrywa, raz przegrywa. Ludzie, którzy nie uprawiają sportu, często nie mają takiej umiejętności podnoszenia się po klęsce. I jeśli mogłabym młodym ludziom czegoś życzyć, to tego, aby takiej aktywności nie zaniechali. Nie mówię tu nawet o sporcie wyczynowym, bo on ma także i tę stronę, że pozostawia po sobie kontuzje. Ale bardzo polecam sport jako rodzaj rekreacji. I o to powinni także zadbać rodzice. Ja moje dzieci tego nauczyłam, chociaż z dwojga tylko Maciek jest typem sportowca z zamiłowania i ma do tego olbrzymi talent, praktycznie uczył się każdej dyscypliny błyskawicznie. Ale nawet moja córka, która jest typem mało sportowym, też sobie nie wyobraża wakacji jako wylegiwania się na leżaku. Jeździ na obozy rowerowe, zimą na narty. Ważne, aby rodzice zaszczepili swoim dzieciom takie upodobania i aktywność fizyczną jako sposób na spędzanie wolnego czasu.

Między dwojgiem Pani dzieci jest spora różnica wieku. Jak smakuje macierzyństwo odnowione po wielu latach? Łatwo czy trudno wdrożyć się ponownie w rolę mamy małego dziecka?

– To jest zupełnie inny rodzaj macierzyństwa. Kiedy urodził się Maciek byłam bardzo młoda, niecierpliwa, chciałam, żeby szybko dorastał. Z Marysią wszystko było bardziej dojrzałe. Wiedziałam już, czego od życia chcę, wiedziałam, jakie są priorytety – że należy się delektować każdym etapem dorastania dziecka, a nie poganiać czas… To jest zupełnie inna jakość. Teraz wyżej cenię dojrzałe macierzyństwo niż młodzieńcze, bo ono jest po prostu bardziej świadome, wręcz przeze mnie celebrowane.

Czy przy tych wszystkich zajęciach zawodowych i prywatnych pasjach lubi Pani także typowo domowe zajęcia, jak np. gotowanie czy strojenie domu?

– Tak, lubię, nawet bardzo. Uwielbiam stroić dom –jest to kolejna moja pasja. Gotować też lubię, zwłaszcza jak jest dla kogo, gdy zaproszę przyjaciół lub przyjdą koleżanki Marysi. W dodatku ze względu na nietypowy ostatnio typ pracy –czyli pracę non stop przez 3 miesiące, a potem wolne przez 1,5 miesiąca –nie mam kiedy się tymi domowymi zajęciami znudzić.

Czy jest marzenie, które chciałaby Pani jeszcze zrealizować?

– Zawsze marzyłam o tym, aby mieć własną stadninę. Niestety na razie ze względu na tryb pracy jest to niemożliwe, a potem boję się, że będę już za stara i może nie starczy mi siły na prowadzenie takiej stadniny. Ale ciągle o tym marzę i mam nadzieję, że jednak kiedyś to zrealizuję.


Katarzyna Dowbor dziennikarka i prezenterka radiowa i telewizyjna. Urodziła się w Warszawie, ale dzieciństwo i lata młodzieńcze spędziła w Toruniu. Jest absolwentką Wydziału Pedagogiki Uniwersytetu Warszawskiego. Karierę dziennikarską rozpoczęła w Polskim Radio, później przez ponad 20 lat związana była z TVP. Obecnie prowadzi w Polsacie program „Nasz nowy dom”. Jest także wykładowcą na wydziale dziennikarstwa UW. Ma dwójkę dzieci: córkę Marysię oraz syna Macieja. Jej pasją jest sport, zwłaszcza jazda konna, czemu daje wyraz jako organizatorka i pomysłodawczyni dorocznych Jeździeckich Mistrzostw Polski Środowisk Twórczych w Zakrzowie.

 

Udostępnij

Możliwość komentowania jest wyłączona.