Menu
W I turze niemal ¾ głosów padło na kandydatów PiS oraz PO, druga tura będzie dogrywką

W I turze niemal ¾ głosów padło na kandydatów PiS oraz PO, druga tura będzie dogrywką

W I turze niemal ¾ głosów padło na kandydatów PiS oraz PO, druga tura będzie dogrywką. Do wyborów poszliśmy tłumnie, przed wieloma lokalami wyborczymi stały długie kolejki. Także przed tym, w którym byłbym głosował, dlatego nie żałuję, że oddałem swój głos korespondencyjnie. Większa frekwencja w wyborach była tylko raz, ćwierć wieku temu, także podczas wyborów prezydenckich (wtedy Aleksander Kwaśniewski pokonał Lecha Wałęsa). Wynik jednak chyba nikogo nie zaskoczył, tym razem prognozy wyborcze były trafne. Ostateczne wyniki I tury ogłoszono we wtorek rano, gdy policzono też głosy, które padły za granicą. Tam też frekwencja była rekordowa. Najwięcej głosów zdobył urzędujący prezydent Andrzej Duda, ale chyba nie tyle, ile oczekiwali jego zwolennicy. Wynik 43,5%, nieco lepszy niż podawany podczas wyboru wyborczego wynik exit poll według sondażu IPSOS (41,8%), jest oczywiście bardzo dobry, ale daleki od przekroczenia progu połowy głosów pozwalającego rozstrzygnąć wybory w pierwszej turze. Była na to szansa, gdyby wybory odbyły się w maju, przed czerwcowymi sondaże już urzędującemu prezydentowi takiej szansy nie dawały. Wyprzedził jednak aż o kilkanaście punktów Rafała Trzaskowskiego, który razem z nim przeszedł do drugiej tury wyborów. On też na pewno może mówić o sukcesie, gdyż dołączył do wyborczego wyścigu z opóźnieniem jako zastępstwo (chyba można tak powiedzieć) dla Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Jego wynik 30,5% był niemal identyczny, jak w sondażu exit poll (30,3%), a gdyby liczyć tylko głosy z kraju, byłby taki sam.

Choć nieraz słyszymy narzekania na zabetonowanie naszej sceny politycznej przez spór pomiędzy PiS a PO, to niemal ¾ oddanych głosów padło na wspieranych przez nie kandydatów, choć w tym roku mieliśmy ich do wyboru w pierwszej turze aż 11. Druga tura będzie już tylko dogrywką.

Dlatego o sukcesie, o na prawdę dużym sukcesie może mówić Szymon Hołownia (13,9%, nieco więcej niż w exit poll) i tak zresztą ocenił swój start kandydat niezależny, jeszcze parę miesięcy szerzej nie znany. Wzorem swych poprzedników już podczas wieczoru wyborczego zapowiedział stworzenie nowego ruchu A przypomnę, że w takich okolicznościach powstała Platforma Obywatelska w 2001, którą utworzyli zwolennicy kandydatury Andrzeja Olechowskiego (dopiero rok później przekształcona w partię) i po poprzednich wyborach ruch Kukiz’15 w 2015. Czy Hołowni się uda? Trzy lata jakie dzieją nas od najbliższych wyborów to naprawdę dużo, może nawet w tym wypadku zbyt dużo.

Sukcesem były wybory także dla Krzysztofa Bosaka, podczas wieczoru wyborczego mówił on, iż wynik jaki osiągnął oznacza, iż Konfederacja jako kandydat której startował nie tylko rozszerzyła swoje poparcie, ale faktycznie stała się trzecią siła polityczną w kraju, zapewne nie wiedząc o jeszcze decyzji Hołowni. Do tego rzeczywisty wynik wyborczy 6.8%, w przeciwieństwie do exit poll, był nieco niższy i praktycznie identyczny jak wynik Konfederacji w wyborach parlamentarnych rok temu, w których zajęła ona dopiero piąte miejsce.

Klęskę ponieśli natomiast zarówno Władysław Kosiniak-Kamysz i Robert Biedroń, jak i popierające ich partie. Pierwszy z nich w trakcie kampanii miewał w sondażach wyniki nawet kilkunastoprocentowe i poważnie rozważano jego starcie z Andrzejem Dudą w drugiej turze. Przeprowadzono nawet sondaże, aby zbadać, jak wyglądałby takiego starcia wynik i nie był on w nim bez szans. Skończyło się na zaledwie 2,4%. To co się stało wcale nie tak trudno jednak wytłumaczyć. Kandydaturę Kosiniaka-Kamysza – świetnego mówcy – wspierali zawiedzeni Małgorzatą Kidawą-Błońską wyborcy Platformy Obywatelskiej jako tego, który ma realną szansę na wygraną z urzędującym prezydentem. Gdy pojawiła się kandydatura Rafała Trzaskowskiego, przenieśli z powrotem na niego swoje poparcie. Choć wynik na pewno zawiódł nadzieje, nie zanosi się na zmianę lidera PSL, bo choć większość tego nie pamięta, to tam pamiętają, że wynik kandydata PSL w obu poprzednich kampaniach nie był lepszy. A ściślej dużo gorszy. Zawiedzony i to bardzo jest tylko Paweł Kukiz, co może zakończyć jego współpracę z PSL w ramach Koalicji Polskiej. On, pięć lat temu, startując jako kandydat niezależny przekroczył barierę 20%.

Wynik Roberta Biedronia to klęska lewicy. Oczywiście nikt nie oczekiwał, że uda mu się przejść do drugiej tury, ale liczono, że uda mu się poszerzyć jej elektorat, a przynajmniej osiągnąć wynik porównywalny z wynikiem wyborów parlamentarnych sprzed roku. Było to 12,6%. Jego faktyczny wynik to 2,2%, jeszcze gorzej niż wynik exit poll pokazany podczas wieczoru wyborczego, 2,9%. Ta różnica jest o tyle to istotna, że to mniej niż wynik Małgorzaty Ogórek, dziś gwiazdy programów TVP Info, a wtedy kandydatki SLD. Do dziś traumatycznego wspomnienia w szeregach SLD. W liczbie głosów Biedroń wypada nieco lepiej (wtedy była mniejsza frekwencja), ale co to za pocieszenie? Nie tłumaczy tego wyniku pojawienie się w dogrywce drugiego kandydata lewicy, Waldemara Witkowskiego, gdyż otrzymał on zaledwie 0,14% głosów. Gdzie więc podziali się wyborcy lewicy? Trudno uwierzyć, by niemal wszyscy zostali w domu, tym bardziej, że nikt nie wzywał ich do bojkotu. Oznacza to, że zagłosowali oni na innych kandydatów. Łatwo odgadnąć, że na Rafała Trzaskowskiego, część zagłosowała także na Szymona Hołownię. Dla wyborców SLD Biedroń był on nie dość swój (do tego w sferze obyczajowej to elektorat dość konserwatywny), dla dawnych wyborców stworzonej przez siebie Wiosny jest zaś rozczarowaniem, gdy po z pompą ogłoszonej próbie stworzenia trzeciej siły, która miała nie być ani prawicą, ani lewicą i po niezbyt udanych eurowyborach (6% głosów), jej kandydaci w wyborach parlamentarnych wystartowali z list SLD. A wkrótce po zapowiedzianym już zjednoczeniu z SLD w ogóle jej nie będzie. To dla przywódców lewicy duży kłopot, bo jeśli nawet do zjednoczenia dojdzie, to w praktyce niewiele z tego wyniknie.

I jeszcze lista wstydu, bo jak to inaczej określić? Z pięciu pozostałych kandydatów żaden nie uzyskał nawet stu tysięcy głosów, tylu, ilu wymagano na listach poparcia dla zgłoszenia ich kandydatur. Pojawią się tu pewnie podejrzenia, że te głosy na listach poparcia zdobyto niezbyt uczciwie, ale nie chcę się do tego posuwać. Nie mam na to żadnych dowodów, do tego, jeśli przyjąć, że były to wyłącznie głosy ich zwolenników, to może być to nawet dla nich gorsze. Oznacza to bowiem, że zdołali oni podczas kampanii wyborczej zrazić do siebie od 2/3 do nawet ¾ spośród nich.

Badania exit poll to nie tylko suche dane dotyczące liczby oddanych głosów, ale i analiza elektoratów. Jedyne tak duże badania opinii prowadzone na ten temat. Ich wartość zależy oczywiście od tego, na ile wynik exit poll zgadza się z wynikiem wyborów. W tym wypadku udało się tą zgodność osiągnąć.

Zwykle zaczyna się tę prezentację od analizy wielu wyborców głosujących na poszczególnych kandydatów. Zacznijmy jednak od czegoś innego, bo będzie to mniej oczywiste. Na kogo zagłosowali przedsiębiorcy? Na liderów tego środowiska kreowali się Krzysztof Bosak i organizator strajku przedsiębiorców Paweł Tanajno. Tymczasem w rzeczywistości 43,3% ich głosów zdobył Trzaskowski, znacznie mniej, bo 25,1% Duda (i tylko to może być pewnym zaskoczeniem), a Bosak zaledwie 6,8%, czyli dokładnie tyle samo co jego wynik wyborczy. Paweł Tanajno, ich samozwańczy obrońca (rozpoznawalny dzięki charakterystycznym białym okularom), był jednym z piątki kandydatów zamykających wyborczą stawkę z wynikiem niewiele większym niż 1‰.

Ale i analiza wieku wyborców kryje pewne niespodzianki. Wśród najmłodszych wyborców, przed trzydziestką, największe poparcie miał co prawda Trzaskowski, ale wynik 23,8% wcale nie imponuje. Robi wrażenie niewiele gorszy wynik Krzysztofa Bosaka, 23,0%, bo przygniatająca większość jego wyborców stanowili ludzie w tym wieku. Idzie młodość, a do Konfederacji należy przyszłość? Tyle, że tak zawsze wyglądał elektorat Janusza Korwin-Mikke, weterana wyborów prezydenckich (odpuścił sobie dopiero teraz ustępując Krzysztofowi Bosakowi) i kolejnych zakładanych przez niego partii. Czyli z tego się jednak wyrasta. I najbardziej niezwykła cecha jego elektoratu, to w aż dwóch trzecich mężczyźni! Zastanawiać może bardzo słaby wynik wśród młodych wyborców urzędującego prezydenta, jedynie 19,3%. Są on wśród jego wyborców wyraźnie niedoreprezentowani. Nie pomogło tu nawet 500 plus, które stanowi jeden z głównych akcentów jego kampanii. Większe poparcie wśród młodych ma nawet Szymon Hołownia. Warto jeszcze odnotować, że niezły wynik wśród wyborców przed trzydziestką osiągnął Biedroń, stanowili oni prawie połowę jego wyborców. Nie miało to wpływu na łączny jego wynik – fatalny – stanowi jednak widoczny, acz pośredni dowód na to, że nie zagłosowali na niego wyborcy SLD.

Wśród trzydziestolatków i czterdziestolatków zarówno Andrzej Duda, jak i Rafał Trzaskowski mają ponad trzydziestoprocentowe poparcie, ze wskazaniem na urzędującego prezydenta, niemniej te kategorie wiekowe w jego elektoracie, tak jak i większym jeszcze stopniu najmłodsi wyborcy, są niedoreprezentowani. Natomiast wśród pięćdziesięciolatków i wyborców w wieku 60 plus ma on poparcie większości i w tym tkwi tajemnica jego wyborczego sukcesu. Poparcie dla Trzaskowskiego jest wśród nich mniej więcej takie same, jak dla pozostałych kategorii wiekowych poza najmłodszymi, gdzie tak, jak w przypadku Dudy jest słabsze.

Struktura wieku wyborców Szymona Hołowni nieco przypomina tę Krzysztofa Bosaka. Obaj największe poparcie mają wśród najmłodszych wyborców, ale o ile młodzi wyborcy Bosaka stanowią w jego elektoracie większość, ten w przypadku Hołowni spadek poparcia w kolejnych kategoriach wiekowych nie jest tak ostry. Niemniej wśród wyborców w wieku 60+ Szymon Hołownia ma poparcie pięć razy mniejsze niż wśród najmłodszych. W przypadku Bosaka ta proporcja to mniej więcej 1 do 20 i chyba lepiej napisać, że jest ono śladowe.

Żadnym zaskoczeniem nie jest to, że Andrzej Trzaskowski wygrał z Andrzejem Dudą w pięciu największych miastach, zdobywając niemal połowę głosów, podczas gdy urzędujący prezydent tylko ¼. W pozostałych miastach powyżej 200 tysięcy Duda zdobywa co trzeciego wyborcę, a Trzaskowski o kilka punktów procentowych więcej. Natomiast w mniejszych proporcje się odwracają. Prawdziwym zapleczem wyborców Dudy jest jednak wieś, tam zdobywa aż 55% głosów, gdy Trzaskowski niecałe 20%. Na razie jest to więc pojedynek wielkie miasta kontra wieś, a że na wsi mieszka wciąż dużo więcej ludzi niż w wielkich miastach, wygrywa go urzędujący prezydent. Warto zwrócić uwagę na elektorat Krzysztofa Hołowni, jest on niemal identyczny w miastach niezależnie od ich wielkości (około 14%) i nieco tylko mniejszy na wsi. Elektorat Krzysztofa Bosaka jest w zasadzie wszędzie jednakowy, nieco tylko mniejszy w największych miastach. Resztą można sobie nie zawracać głowy, poza zwróceniem uwagi, że wieś nie tylko nie bya w tych wyborach bastionem PSL, ale wręcz się tam nie liczyła. Nie wyciągajmy jednak z tego zbyt daleko idących wniosków. PSL w wyborach głowy państwa zawsze wypada fatalnie, po czym zaskakuje w wyborach samorządowych i parlamentarnych. A to się tak naprawdę dla nich liczy.

Struktura wyborców według wykształcenia? To właściwie na podstawie poprzednich danych można łatwo odgadnąć. Skoro Andrzej Duda zdobywa większość wyborców wsi i tych najstarszych, to musi mieć też największe poparcie wśród wyborców z wykształceniem podstawowym i zawodowym. I tak jest, popiera go aż 2/3 spośród nich. Wśród tych z wyższym wykształceniem zdobywa głos tylko co czwartego, a jeśli idzie o pozostałych, to ma tu udział taki sam, jak w całym wyborczym torcie. Elektorat Trzaskowskiego to jego odwrotność. Ponad czterdzieści procent wykształciuchów głosuje właśnie na niego, wśród wyborców z podstawowym i zasadniczym wykształceniem poparcie dla niego jest cztery – pięć razy niższe. Elektorat Krzysztofa Hołowni, choć mniejszy, swoją strukturą bardzo przypomina ten Trzaskowskiego. Jeśli patrzymy przez pryzmat stereotypów, zaskoczyć może dobrze wykształcony elektorat Krzysztofa Bosaka. W rzeczywistości wygląda to nawet lepiej. To głównie ludzie młodzi, więc część z tych z wykształceniem podstawowym to ci, którzy dopiero za rok zdawać będą maturę. A ci z wykształceniem średnim to często studenci, bo większość młodzieży studiuje. Taką poprawkę należałoby wziąć też pod uwagę w przypadku elektoratów Trzaskowskiego i Hołowni. To trochę dziwne, że grupy uczącej się młodzieży nie zdecydowano się wyodrębnić w sondażu jako osobnej kategorii, bo to jednak grupa specyficzna.

Andrzej Duda przed drugą turą wyborów tylko z pozoru ma dużą przewagę nad Rafałem Trzaskowskim. Pewnie niejednego zaskoczył zrobiony dla TVN na gorąco podczas wieczoru wyborczego – już po ogłoszeniu wyników exit poll – sondaż Kantaru, który dawał w drugiej turze remis, po 45% poparcia dla każdego z nich przy aż 10% jeszcze niezdecydowanych. Ale wcale nie był to wynik zaskakujący. Najliczniejszy spośród tych, których kandydaci odpadli w pierwszej turze, był elektorat Szymona Hołowni, który już podczas wieczoru wyborczego mówił, że należy zrobić wszystko, by powstrzymać Andrzeja Dudę i że on na pewno w drugiej turze zagłosuje. Oznaczało to głos na Trzaskowskiego, ale na tą oczywistą deklarację trzeba było poczekać aż do wtorku. O dzień wyprzedził go Robert Biedroń, który, jeśli czymś zaskoczył, to tym, że nie zrobił to podczas wieczoru wyborczego. Nie miał zresztą innego wyjścia, bo jego wyborcy i tak by w drugiej turze poparli Trzaskowskiego. To oczywiście jest bardziej głos przeciwko Dudzie niż za Trzaskowskim, ale z tymi głosami Trzaskowski dogania już Dudę. A na co może liczyć Duda? Gdy rozpoczynała się kampania wyborcza wydawało się oczywiste, że w drugiej turze wyborcy Krzysztofa Bosaka poprą Dudę. Gdyby tak się stało, byłoby – jak to się mówi – już pozamiatane.  Ale tak nie jest. To, że tak się może stać uświadomiłem sobie słuchając wywiadu w Tok FM z jednym członków sztabu Krzysztofa Bosaka, Jackiem Wilkiem (w poprzednich wyborach sam kandydował na prezydenta, stąd możecie znać to nazwisko). Powiedział wtedy, że należy zacisnąć zęby i zagłosować w drugiej turze na Trzaskowskiego. Zaskoczona prowadząca wywiad dziennikarka kazała to sobie powtórzyć. Potem zaczęły dochodzić informacje, że z przeprowadzonych sondaży (w tym zamawianych przez samą Konfederacje i oczywiście nieupublicznianych) wynika, że wśród wyborców Bosaka Trzaskowski w drugiej turze może liczyć na więcej głosów niż urzędujący prezydent. Decyzja, jaką podjęły władze Konfederacji, by w takiej sytuacji dać swoim wyborcom swobodny wybór, była w takiej sytuacji jedyną możliwą. Cieszący się tam wciąż dużym autorytetem, zwłaszcza wśród tak zwanych wolnościowców, Janusz Korwin-Mikke ogłosił, że drugą turę zbojkotuje i zapewne wielu pójdzie za jego przykładem. Inni „zaciskając zęby” podzielą swoje głosy pomiędzy Trzaskowskiego i Dudę, a właściwie należałoby tu napisać, zagłosują odpowiednio przeciwko kontrkandydatowi. Dlatego na niewiele się tu zdadzą zabiegi zarówno Trzaskowskiego, jak i Dudy by te głosy pozyskać, mogą one dać nawet przeciwny skutek. Gra więc rozpoczyna się od nowa.

Paradoksalnie, choć niemal ¾ wyborców zagłosowało na Andrzeja Dudę lub Rafała Trzaskowskiego, to o wyniku wyborów zadecyduje ta mniejszość, która w pierwszej turze oddała swój głos na pozostałych kandydatów, bo niezbyt wierzę w tych mitycznych niezdecydowanych, którzy zostali w domu. Jeśli nie poszli głosować w pierwszej turze, nie zrobią tego i w drugiej. Zdecydowana większość z tych, którzy oddali w pierwszej turze swój głos na pozostałych kandydatów poprze Rafała Trzaskowskiego, ale Andrzejowi Dudzie potrzeba znacznie mniej by rozstrzygnąć starcie na swoją korzyść. Dlatego wyborczy thriller będzie trzymał w napięciu zapewne aż do końca, może nawet do oficjalnego ogłoszenia wyników wyborów.

Red. Rafał Korzeniewski

Na zdjęciu prezentacja wyników exit poll podczas wieczoru wyborczego w TVP Info. Oglądałem też wieczór wyborczy w TVN 24. Obie rywalizujące stacje (a także Polsat) zaprezentowały sondaż przygotowany przez IPSOS. Nawet oprawa graficzna była taka sama, pałac Namiestnikowski, obecnie siedziba prezydenta. Oba wieczory łączyło jeszcze jedno. O ile przed prezentacją wyników exit poll kamera zajrzała do wszystkich sztabów wyborczych, to potem już nie odwiedziła tych pięciu, których kandydaci zamykali stawkę zdobywając mniej niż 1% głosów.

Udostępnij

Możliwość komentowania jest wyłączona.