O pandemii, marzeniach, urodzie i najnowszej płycie Groszki i róże
Spotykamy się w niecodzienny czas, w dobie obostrzeń związanych z pandemią COVID-19. Nasza rozmowa toczy się w miłej atmosferze przy zapachu ulubionej przez piosenkarkę kawy latte, tyle że… online! A pretekstem do niej stała się czerwcowa prapremiera jej najnowszej płyty Groszki i róże.
Rozmawiała ANNA TOMASIK
Świat wstrzymał oddech, gdy nagle w nasze życie z impetem wkroczył groźny koronawirus. Co wtedy myślałaś?
Najpierw było niedowierzanie. Uznałam, że to jakiś żart primaaprilisowy, tyle że do pierwszego kwietnia było trochę czasu… I wtedy pojawił się strach. Pamiętam, że taki sam wewnętrzny niepokój towarzyszył mi w 1981 roku, gdy ogłoszono stan wojenny w Polsce, a potem w 1986 roku, gdy wybuchł jeden z reaktorów elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Takie wydarzenia skłaniają zawsze do refleksji, do przetasowania tego, co w życiu jest ważne. Z przerażeniem obserwuję, jak rośnie siła pieniądza. Wszyscy gonimy za dobrami materialnymi, zapominając, że współczesny świat niesie też wiele globalnych zagrożeń cywilizacyjnych dla ludzkości. Na co dzień nie zastanawiamy się nad tym. Dopiero takie sytuacje sprawiają, że w tym strachu integrujemy się i włączamy myślenie.
Kiedy na świecie pojawił się COVID-19, byłaś w końcowej fazie prac nad płytą Groszki i róże. Nie myślałaś o wstrzymaniu realizacji tego projektu i chwilowym odłożeniu na później?
Ależ skąd! Na tę płytę moi fani czekali bardzo długo. Nie mogłam ich więc zawieść! Groszki i róże to projekt, który przygotowywałam kilka lat. Przerwa w jego realizacji spowodowana była zawirowaniami w moim życiu osobistym. Kiedy zaczynałam przygotowywać materiał na tę płytę, akurat zmarła moja ukochana mama. Ledwie się pozbierałam, a zachorował mój tata. Był to bardzo trudny dla mnie okres. Nie potrafiłam się nad niczym skupić. Kilkanaście miesięcy wyrwanych z życiorysu. Kilkanaście, bo właśnie tyle potrzebowałam, aby jakoś pogodzić się z tą stratą. Moja mama bardzo lubiła piosenki Ewy Demarczyk. Uważała ją za artystkę jedyną w swoim rodzaju. Byłam z nimi osłuchana już od dziecka i to właśnie dzięki mamie. Ogromnie mi przykro, że nie doczekała wydania tej płyty.
COVID-19 nie sprawił zatem, że wszystkie swoje marzenia i plany rzuciłaś w kąt?
Na szczęście nie! Jestem typem marzycielki. I optymistką. No, bywam też czasem optymistką w czarnych okularach! (śmiech). Może nie uwierzysz, ale marzenia i plany artystyczne mam na najbliższe dziesięć lat! Wiem, że w dobie pandemii terminowość ich realizacji może być utrudniona. Nie oznacza to jednak, że będzie nierealna. Ostatnio na okrągło słucham piosenki „Wszystko się może zdarzyć” z repertuaru Anity Lipnickiej. Ten przepiękny utwór stał się moją pandemiczną dewizą. Marzenia wyzwalają energię i jest w nich niespożyta siła.
Porozmawiajmy zatem o twojej najnowszej płycie „Groszki i róże”…
…na której śpiewam czternaście piosenek uwielbianej przeze mnie Ewy Demarczyk! Moje marzenie sprzed wielu laty ziściło się. Jak więc widzisz, warto marzyć i wierzyć w swoje marzenia. Chciałabym podkreślić, że to właśnie Ewa Demarczyk zapoczątkowała nowy gatunek w literaturze muzycznej, zwany poezją śpiewaną. I kojarzona była z czernią. Ja natomiast jestem kolorowa, może nawet czasem zbyt przejaskrawiona. Taka też jest moja płyta. Już sam tytuł Groszki i róże nawiązuje do tej barwności i wręcz idealnie harmonizuje z projektem okładki, której autorką jest młoda, zdolna dziewczyna, Hanna Szustkowska. Na płycie znalazła się też po raz pierwszy przepiękna kompozycja Andrzeja Seroczyńskiego z tekstem Leona Sęka Jedno serce. Opracowania muzyczne, aranżacje i w ogóle realizacja całego przedsięwzięcia są dziełem znakomitej spółki muzyczno-producenckiej Romuald Kunikowski & Piotr Semczuk. Wydawcą albumu jest Studio Realizacji Myśli Twórczych.
Co sprawia ci największą radość, poza obcowaniem z piosenką oczywiście?
Rodzina! Moje dzieci są dorosłe, wykształcone i całkiem nieźle sobie radzą w tym brutalnym świecie. Mam dwie wspaniałe i uzdolnione wnuczki. Opiekuję się też chorym tatą. Czasem bywa trudno, miewam nieprzespane noce, ale cieszę się, że tata, pomimo ukończonych 95 lat, dzielnie znosi przeciwności losu w postaci różnych dolegliwości zdrowotnych, które go co i rusz dopadają. Jestem domatorką. Lubię swój dom. To mój azyl. Tutaj odpoczywam, ładuję akumulatory i wymyślam kolejne projekty artystyczne.
Relaksujesz się przy piosenkach Danuty Stankiewicz?
Ależ skąd! Nie lubię jej nawet słuchać! (śmiech). Nagranie płyty poprzedza dość długi proces przygotowania materiału. Dużo czasu zajmuje praca nad piosenkami, bo każda z nich to inny rodzaj emocji, wzruszeń, inny nastrój i klimat. Piosenka to przecież słowno-muzyczny przekaz, dlatego tak bardzo ważny jest tutaj sposób interpretacji. Kiedy pracuję nad nowym repertuarem, to jestem z nim już tak osłuchana, że potem puszczanie tych piosenek i zachwycanie się nimi byłoby przysłowiową katuszą.
Choć nie jesteś rozpieszczana przed media, to jednak twój dorobek artystyczny doceniło Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, wręczając ci dwukrotnie medal Gloria Artis…
To prawda. Medal Gloria Artis to najwyższe odznaczenie przyznawane przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Byłam mile zaskoczona i nie ukrywam, że sprawiło mi to ogromną radość. Dzięki temu wyróżnieniu poczułam, że nie jestem anonimową piosenkarką, skoro tak zacna instytucja postanowiła mnie nagrodzić.
Trudno cię zaszufladkować i zamknąć w jednym gatunku muzycznym. Z czego wynika ta różnorodność repertuaru?
Przez chwilę myślałam, że zacytujesz słowa nieżyjącego już wspaniałego dziennikarza, Bogusia Gadomskiego z Łodzi. Wspominałam ci już chyba kiedyś, że właśnie Boguś, ilekroć rozmawialiśmy ze sobą telefonicznie, mówił, że uwielbia wszystkie moje piosenki, ale najbardziej kocha mnie, jak… goła biegam po scenie z zabawkami erotycznymi!
Nie mogę sobie przypomnieć, kiedy występowałaś na scenie choćby topless…
No właśnie! Tłumaczyłam Bogusiowi, że coś mu się pomieszało, że kojarzy mnie z kimś innym, ale on mi przytakiwał, a po chwili znowu mówił swoje. Jednym słowem, na scenie biegałam w negliżu tylko w wyobraźni nieodżałowanego Bogusia Gadomskiego! (śmiech). Powracając do twojego pytania – to zróżnicowanie repertuarowe wynika z moich muzycznych fascynacji w danym momencie czy też wydarzeń, które wywarły ogromny wpływ na moją psychikę i dotknęły najgłębszych zakamarków mojej duszy. Każda płyta to odrębny rozdział w moim życiu. Każda jest inna, bo i ja się zmieniam. Mam szerokie spektrum zainteresowań. Oby tylko starczyło mi życia, aby je wszystkie zrealizować!
W takim razie uchyl rąbka tajemnicy i powiedz, co planujesz, nad czym obecnie pracujesz?
Jeden z artystycznych pomysłów związany jest z moim odkryciem muzycznym. To będzie totalne zaskoczenie dla moich fanów! Przygotowania do tego projektu zaczęłam już na początku 2020 roku. Nawiązałam współpracę z poetką Anną Greyman, która będzie autorką większości tekstów piosenek. W zanadrzu mam też projekty międzynarodowe. Trudno mi jednak określić czas ich finalizacji, gdyż nie jestem związana z żadną wytwórnią płytową i sama muszę powalczyć o środki finansowe niezbędne do ich realizacji.
W dobie pandemii zmuszeni jesteśmy chodzić w maseczkach. Jak dbasz o cerę?
Zauważyłam, że po wielogodzinnym kontakcie z maseczką skóra twarzy jest bardziej wysuszona i podatna na różne reakcje alergiczne, których wcześniej nie miałam. Częste zmienianie maseczek jednorazowych czy używanie tych z materiałów rzekomo bardziej przyjaznych dla cery nie rozwiązuje problemu. Wieczorem robię okłady z ogórka lub z ciepłych płatków owsianych i prysznic twarzy z przegotowanej letniej wody. Na koniec lekko przemywam twarz oliwką dla dzieci. W przypadku podrażnień skóry oliwkę zastępuję witaminą E w płynie.