Menu

Umiejętności są kluczem do wszystkiego – rozmowa z członkami grupy Patman Crew

To, co było dla nas najważniejsze, to zdobycie umiejętności. Bo najpierw trzeba coś dobrze robić, zanim się to pokaże światu. Dlatego przez pierwsze trzy, cztery lata skupiliśmy się na opanowaniu umiejętności tańca oraz choreografii do perfekcji. A od kilu lat działamy już prężnie w branży scenicznej, eventowej, reklamowej, modowej oraz w produkcji filmowej – o swoim projekcie opowiadają członkowie Patman Crew, czyli menadżer zespołu Martyna Buła, kostiumografka i projektantka Patrycja Grzebieluch, dyrektor artystyczny i „głowa kreatywna” – Marcin Piotrowski oraz scenograf i grafik Wawrzyniec Tyrpa – wszyscy są jednocześnie choreografami i wykonawcami.

Rozmawia Izabella Jarska

Jak to się stało, że stworzyliście grupę Patman Crew? I skąd wziął się pomysł na nietypowe stroje, w których występujecie?

Martyna: Wszystko zaczęło się osiem lat temu, od samego tańca, czyli sedna tego, co robimy. Najpierw spotkała się dwójka ludzi, która później zaraziła pozostałą dwójkę swoimi pomysłami. Ostatecznie stworzyliśmy we czwórkę grupę pod nazwą Patman Crew. Początkowo skupialiśmy się tylko na działalności związanej z tańcem i prowadzeniem studia tańca. Zawsze marzyliśmy, żeby całą naszą pasję do tej sztuki przelać na scenę w formie show, czegoś więcej niż tylko pokaz taneczny. Szukaliśmy czegoś wyjątkowego – i tak narodził się pomysł charakterystycznych kostiumów, w których występujemy. Stały się one czymś w rodzaju naszego znaku rozpoznawczego. Widz oprócz dobrego pokazu tańca dostaje niespotykany efekt, obrazek, który na długo zostanie mu w pamięci.

Czy kostiumy, w których występujecie, są wypadkową waszych wspólnych pomysłów, czy jest to wytwór wyobraźni jednej osoby, która je dla was projektuje?

Patrycja: Kostiumy wymyślamy wspólnie, chociaż to ja jestem osobą, która zajmuje się ich wykonaniem. Jeśli chodzi o nasze stroje, słuchamy nawzajem swoich pomysłów i wzajemnie się inspirujemy. Trzeba jednak pamiętać, ż  w tym wypadku liczy się nie tylko fantazja. Projektując kostiumy, należy także wziąć pod uwagę kilka innych czynników, z których najważniejszym jest ich funkcjonalność. Innymi słowy, nasze stroje muszą być nie tylko efektowne, ale także takie, aby można było w nich tańczyć.

Martyna: Patrzymy na kostiumy nieszablonowo. Myśląc o stroju, nie widzimy ubrania, a dzieło sztuki, które samo w sobie ma wzbudzać emocje. Sadzę, że mało kto by pomyślał, żeby stworzyć strój z lustra albo z części komputera. My mamy takie właśnie nietypowe pomysły na kostiumy…

Marcin: Co ciekawe, nasz pomysł na kostiumy z luster był prekursorski, jesteśmy pierwszym zespołem na świecie, który coś takiego stworzył. Po premierze naszego Mirror Show na scenie telewizyjnej zauważyliśmy, że niektóre grupy mocno „zainspirowały się” naszym pomysłem w innych krajach: w Czechach, na Słowacji czy w Korei…

Jak długo trwało, zanim wasz grupa zaczęła dostawać propozycje występów? Ile to było lat od momentu jej powstania?

Martyna: To, co było dla nas najważniejsze, to zdobycie umiejętności. Bo najpierw trzeba coś dobrze robić, zanim się to pokaże światu. Dlatego przez pierwsze trzy, cztery lata skupiliśmy się na opanowaniu umiejętności tańca oraz choreografii do perfekcji. A od kilu lat działamy już prężnie w branży scenicznej, eventowej, reklamowej, modowej oraz w produkcji filmowej. Czyli w obszarach, które są związane z działalnością artystyczną.

Marcin: Warto dodać, że zaczynaliśmy jako osoby, które marzyły o tym, aby zostać najlepszymi instruktorami tańca. Kiedy już zrealizowaliśmy ten cel, to nasze ambicje urosły – teraz chcielibyśmy być zauważeni nie tylko w kraju, ale i na świecie. I to nie tylko w związku z samym tańcem oraz choreografią – co oczywiste – ale, jak było wcześniej wspomniane, rozszerzyliśmy swoją działalność także o eventy oraz produkcję filmową. Całkiem nieźle nam idzie – Patman Crew Show prezentowaliśmy już w dwunastu krajach świata, w tym w Japonii, Wielkiej Brytanii, Francji czy Hiszpanii. Ostatnio nawet zaproszono nas do udziału w „America’s Got Talent”. Staramy się być kreatywni i cieszy nas, kiedy jest to doceniane. Bardzo zaskakujące jest, ale i pozytywne, jak przy takiej szczerej chęci rozwoju jak nasza jest to zauważane…

A skąd się wzięła nazwa zespołu – Patman Crew? Brzmi podobnie jak Batman… Nikt jej tak nie myli?

Martyna: Patrycja i Marcin byli pierwszymi członkami naszej grupy, tymi, którzy to wszystko rozpoczęli i nazwa pochodzi od ich pseudonimów. Czyli Patrycji – PATU oraz Marcina – MANU. Zatem z Batmanem nie ma nic wspólnego. Zresztą na szczęście nazwa naszego zespołu już się chyba zakorzeniła w pamięci odbiorców i rzadko słyszymy porównanie do sławnego bohatera amerykańskich komiksów.

Jesteście laureatami dwóch edycji programu „Mam talent”. Na ile wam to pomogło w rozwoju kariery?

Marcin: Z programami telewizyjnym jest skomplikowana sprawa. I bardzo myląca, szczególnie dla młodych ludzi. Oczywiście, one są przydatnym narzędziem promocyjnym oraz dają rozpoznawalność… Ale ta rozpoznawalność sama z siebie nie załatwia wszystkiego. Po programie trzeba włożyć mnóstwo własnej pracy promocyjnej i menadżerskiej. I dopiero to daje jakieś efekty. Natomiast sam udział w programie bardziej daje siłę oraz satysfakcję z tego, że się zrobiło dobrą robotę. Natomiast jeśli chodzi o reklamę i zarabiane pieniędzy, to trzeba bardzo uważać, aby nie mieć zbyt wyolbrzymionych oczekiwań, że samo uczestnictwo w programie telewizyjnym automatycznie się na wspomniane profity przełoży. Chociażby dlatego, że takich programów jest obecnie dużo, a każdy z nich ma wiele edycji i widzowie przestają zapamiętywać ich laureatów.

Patrycja: Natomiast w branży eventowej bardzo nam się sprawdził system poleceń. Czyli to, że ludzie, którzy skorzystali z naszych usług, potem polecali nas innym. Zwłaszcza od kiedy sami zaczęliśmy reżyserować artystyczne części eventów. Dzięki temu mogliśmy się bardziej wykazać, bo pokazaliśmy, że nie tylko jesteśmy dobrymi choreografami i wykonawcami, ale także twórcami całej wizji artystycznej, całego show. Pokazaliśmy, że widowisko w naszym wykonaniu to nie tylko taniec, ale i muzyka, multimedia i fuzja innych talentów. Pokazaliśmy, że to widowisko może być doskonałym pomysłem na przekazanie tego, co dana firma ma do powiedzenia, że widz może dostać merytorykę pod płaszczem rozrywki. Prowadzę do tego, że sama etykietka laureatów „Mam talent” nic by nam nie pomogła, gdybyśmy sami nie wykazali się inwencją.

A co was najbardziej stymulowało w tej inwencji – potrzeba dostosowania się do rynku czy własnego rozwoju?

Martyna: To były obie te rzeczy naraz. Samo wyjście na scenę z jakimś krótkim programem nam po prostu nie wystarczało, ponieważ jesteśmy ludźmi ogromnie głodnymi emocji i wrażeń. Uwielbiamy też tworzyć i wymyślać, a potem wcielać to w życie. Dlatego stworzyliśmy pełnometrażowe show, które mieliśmy okazję zaprezentować m.in. w Teatrze Buffo. I to nam uświadomiło, na jaką skalę możemy działać. Po premierze zaczęły się same do nas zgłaszać różne firmy, które chciały, żebyśmy przygotowali dla nich nowe show w tematyce, która jest im bliska.

Występy oraz eventy to niejedyna wasza działalność, organizujecie także m.in. wyjazdowe kursy tańca, co, jak rozumiem, jest realizacją waszych pierwotnych marzeń…

Martyna: Tak, organizujemy i będziemy organizowali obozy taneczne. I to prawda, że jest to ucieleśnienie naszych marzeń związanych z tańcem. Dajemy tancerzom z całej Polski i Europy możliwość rozwoju jako tancerz i człowiek, zdobycia nowych umiejętności i ukierunkowania się. Jak mówiliśmy na wstępie, posiadanie umiejętności jest kluczem do wszystkiego. Organizujemy takie obozy dla dorosłych, młodzieży i dzieci. W dodatku mamy znakomita kadrę, ponieważ ściągamy najlepszych instruktorów m.in. ze Stanów Zjednoczonych, w tym choreografów i aktorów filmu „Step Up”. Do tej pory gościliśmy m.in. Roberta Hoffmana, Philipa Chbeeba, Nikę Kljun, DJ Smarta czy TOKYO. To daje tancerzom niewyobrażalne możliwości rozwoju.

A gdybyście mogli zrealizować marzenie związane z występem w jakimś szczególnym miejscu, to gdzie chcielibyście zatańczyć?

Marcin: Gdyby zamknęli dla nas centralne ulice Nowego Jorku, to bardzo bym chciał tam dać show. Myślę, że to by było dość przyjemne.

Udostępnij

Możliwość komentowania jest wyłączona.