Menu

NIE CZATUJĘ Z APARATEM – rozmowa z Czesławem Czaplińskim

– Portretowanie kogoś wiąże się z wejściem w jego intymność, w sferę osobistą. I dana osoba musi wyrazić na to zgodę. Ja się z częścią tych, którym robiłem zdjęcia, zaprzyjaźniałem. A trzeba jeszcze pamiętać, że znane osoby mają już zazwyczaj jakiś utrwalony na potrzeby publiczne wizerunek. I nie zawsze jest łatwo dotrzeć do nich tak, aby je pokazać inaczej – mówi Czesław Czapiński, jeden z najbardziej znanych na świecie polskich fotografów. Specjalizuje się w portretach. Pozowali mu m.in.: Jane Fonda, Tina Turner, Jerzy Kosiński, Michael Jackson, Beata Tyszkiewicz, Catherine Deneuve, Umberto Eco, Katarzyna Figura, Ryszard Kapuściński, Czesław Miłosz, Luciano Pavarotti, Roman Polański, Sophia Loren i Jimmy Carter.

Rozmawia IZABELLA JARSKA

Mówi się o Panu, że jest Pan fotografem gwiazd. Czy zgadza się Pan z tym określeniem?

– Miałem w 1989 roku konferencję prasową w Galerii Narodowej Zachęta w związku z moją indywidualną wystawą „Twarzą w twarz” i jeden z młodych dziennikarzy zadał mi pytanie, czy nie jestem znany tylko dlatego, że fotografuję sławne osoby. I że świecę światłem odbitym od popularności tych osób. Odpowiedziałem mu wtedy, że być może w pierwszych latach pobytu w Stanach Zjednoczonych rzeczywiście trochę miałem to na myśli. W tym sensie, że był to dla mnie rodzaj wyzwania. Uważałem wtedy, że jeśli uda mi się sfotografować na przykład Tinę Turner czy Jane Fondę, do których mało kto ma szansę dotrzeć, aby je sportretować, to osiągnę sukces. Ponieważ znajdę się w wąskim i elitarnym kręgu. Jednak w praktyce to zadanie okazało się znacznie trudniejsze, niż mogłem sądzić, zdecydowanie trudniejsze niż w Polsce. Ponieważ w USA takie osobistości są otoczone kordonem osób, przez który trzeba przejść, żeby się do nich dostać. Drugą trudnością było to, że jak się okazało, nie wystarczy do gwiazdy dotrzeć i ją sportretować. Potem jeszcze trzeba konkurować z najlepszymi zdjęciami najwybitniejszych fotografów, którzy ją przedtem fotografowali. Kiedy zdałem sobie z tego sprawę, początkowo chciałem się wycofać, jednak później doszedłem do wniosku, że spróbuję. A teraz, jak to kiedyś powiedział mi Roman Opałka (znany polski malarz i grafik, przyp. redakcji) o swojej „sztuce liczenia”, „odpłynąłem tak daleko, że nie mogę zawrócić, bo się utopię”. Ale stwierdzenie, że portretuję tylko gwiazdy i celebrytów, jest bardzo dalekie od prawdy. Bohaterami moich zdjęć bywają także ludzie nieznani publicznie. Choćby w moim cyklu „Ludzie Łazienek”, gdzie sfotografowałem pracowników tej instytucji, w tym pracujących tam ogrodników, mechaników, konserwatorów. Więc to nie jest tak, że interesują mnie tylko gwiazdy. Ponadto nie pracuję jak paparazzi. Na nikogo nie czatuję z aparatem. Nie „cykam fotek” hurtowo osobom znanym publicznie. Nawet jeśli mam okazję, bo jestem zapraszany na imprezy w strefie VIP, na których roi się od znanych twarzy. Robię zdjęcia sław na przykład u nich w domu, w pracy. W umówionym terminie. A otrzymać zgodę na prywatną sesję jest bardzo trudno.

A kiedy już się otrzyma taką zgodę…

– Trzeba się dobrze przygotować. To znaczy przed pójściem na sesję fotograficzną należy się dowiedzieć o danej osobie jak najwięcej. Ja się do portretowania kogoś obiektywem bardzo starannie przygotowuję. Oczywiście zdarzyło mi się, chociaż było to zaledwie kilka razy, popełnić pod tym względem błąd zaniechania. Tak na przykład było w wypadku Francoise Gilot, znanej malarki, która była życiową partnerką i muzą Pabla Picasso oraz matką ich córki Palomy. Umówiłem się z nią, ponieważ chciałem poznać i sportretować osoby z otoczenia słynnego malarza. I idąc do Francoise Gilot wiedziałem tylko tyle, że była z nim związana. Podczas zdjęć cały czas pytałem o Picassa i zauważyłem, że robi się coraz bardziej wściekła. A po pół godzinie powiedziała mi, że już koniec sesji i rozmowy o Picassie. Na początku nie rozumiałem, o co chodzi. Dopiero później dowiedziałem się, jaki popełniłem błąd. Otóż okres wspólnego życia z Picassem był mroczny i toksyczny w życiu Francoise Gilot i niechętnie do tego wracała. A ja z powodu mojej niewiedzy na ten temat cały czas ją o to pytałem. Jednak mimo wszystko historia miała swój szczęśliwy finał. Otóż kilka dni po wspomnianym spotkaniu otrzymałem od pani Gilot list, w którym napisała mi, że dziękuję za te zdjęcia, ponieważ są pierwszymi w jej życiu, na których nie wygląda jak słodka idiotka. I że będzie ich używała jako swoich oficjalnych fotografii do różnych publikacji.

Co Panu najbardziej pomogło w rozwinięciu kariery w Stanach Zjednoczonych?

– Pierwszą ważną osobą, którą tam sfotografowałem, był Jerzy Kosiński. Zaprzyjaźniłem się z nim, a on znał tam wszystkich. Kiedy go poznałem na początku lat 80., był sławny i wydawał bestseller za bestsellerem, znała go cała Ameryka. Zdobyłem jego adres oraz numer telefonu. Kiedy zadzwoniłem, telefon odebrała jego żona i asystentka w jednej osobie, Kiki. Łamaną angielszczyzną powiedziałem jej, że bardzo mi zależy na sfotografowaniu Kosińskiego do mojej wystawy „Znani Polacy w Ameryce”. Odparła, abym zadzwonił za trzy miesiące, bo teraz wyjeżdżają do Szwajcarii. Moja wystawa była za miesiąc. I tu nastąpił kluczowy moment w moim życiu: pomyślałem sobie, że jeśli chcę zrobić wspomnianą wystawę, to nie ma ona sensu bez jego zdjęć, ponieważ w tamtym czasie był on najbardziej znanym Polakiem za oceanem. Więc jeśli nie będę potrafił do niego dotrzeć, to nie mam tam czego szukać i lepiej wracać do Polski. Napisałem do Kosińskiego list po polsku, pojechałem pod adres jego mieszkania i przekazałem go przez portiera. Ledwie zdążyłem dojechać do domu, zadzwonił telefon. Był to Kosiński. Powiedział mi, że rzeczywiście wyjeżdża, ale jeszcze następnego dnia będzie w Nowym Jorku i ma sesję zdjęciową dla „Playboy’a”, więc jeśli chcę, mogę na kwadrans podjechać i zrobić mu zdjęcia. Następnego dnia wziąłem ze sobą portfolio moich zdjęć i pojechałem go sfotografować. Sesja przeciągnęła się aż do nocy. I tak się zaczęło. Bo Kosiński, jak mówiłem, znał w Nowym Jorku wszystkich. I jak w port folio ma się zdjęcia takiej osoby, to później już nie ma trudności z namówieniem na sesję innych.

Jak się portretuje sławne osoby?

–Jak wcześniej powiedziałem, nie jest prosto się do nich dostać. Gdy już się dotrze, trzeba nawiązać z nimi jakąś więź. Bo portretowanie kogoś wiąże się z wejściem w jego intymność, w sferę osobistą. I dana osoba musi wyrazić na to zgodę. Ja się z częścią tych, którym robiłem zdjęcia, zaprzyjaźniałem. A trzeba jeszcze pamiętać, że znane osoby mają już zazwyczaj jakiś utrwalony na potrzeby publiczne wizerunek. I nie zawsze jest łatwo dotrzeć do nich tak, aby je pokazać inaczej. Ponieważ przedtem robiono im już tysiące zdjęć. I pokazanie ich tak, jak jeszcze nikt ich nie widział, jest niezmiernie trudne.

Co Pana najbardziej interesuje w portretowanych twarzach? Jakiś ich element, np. oczy? Charakterystyczne cechy? Albo ogólnie po prostu uroda?

– Uroda nie ma tu znaczenia. Lubię, aby twarz była ciekawa. Aby coś pokazywała. Dla mnie najbardziej interesujące są twarze dojrzałe. Bo na nich jest zapisana historia życia. To jest poważna sprawa. Zawsze powtarzam, że na twarz trzeba sobie zapracować. Kiedyś sfotografowałem pianistę Vladimira Horowitza i Edward Redliński, który wtedy był w Nowym Jorku, powiedział mi „słuchaj, to nie jest twarz, tylko pole bitwy, na niej jest wszystko zapisane”. Ale takie twarze najciekawiej się fotografuje, chociaż zapewne jest to w jakiś sposób większe wyzwanie. Generalnie zrobienie dobrego portretu jest bardzo trudne.

Dzieli się Pan swoją wiedzą na ten temat z adeptami fotografii?

–Wydałem kilka książek, nazwijmy to, instruktażowych, gdzie zdradzam tajniki fotografii, zwłaszcza portretowej. Wkrótce planuję także wydanie unikalnej książki zawierającej moje czterdziestoletnie doświadczenie: „Jak fotografować cyfrowo? Czesław Czapliński zdradza sekrety.” Żyjemy obecnie w kulturze, która na skalę masową komunikuje się obrazem. Dzięki internetowi i nowym cyfrowym technologiom każdego dnia w świat wysyłanych są miliardy, może nie fotografii, co obrazków właśnie. Sęk w tym, że gros z nich to śmiecie w pełnym tego słowa znaczeniu. Takie, jakie nigdy nie powinny być upowszechnione. I jak się za pomocą takich śmieci komunikować? Dlatego uważam, że warto przekazać wiedzę na temat tego, jak takie fotografie powinny być robione. Właśnie po to, aby świata nie zaśmiecały wspomniane wyżej buble. Być może powinno to nawet stanowić element nauczania w szkole. W tym czasie, gdy uczymy się pisać, powinniśmy się uczyć tworzyć obrazy.

Niedawno, pod koniec czerwca, otworzył Pan wystawę poświęconą Michaelowi Jacksonowi…

–Tak, ma to związek z 5 rocznicą jego śmierci, która minęła 25 czerwca. Wystawie towarzyszy album: Michael Jackson 1958-2009 „I love You, Poland” oraz jest rozdział poświęcony Jacksonowi w książce „Portrety z historią”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Zwierciadło. Jacksona sfotografowałem podczas jego pobytu w Polsce w 1997 roku. Spędziłem z nim wtedy 48 godzin. Przyznam, że początkowo miałem go za dziwaka, bo taki jego obraz stworzyły media. Okazało się, że ten obraz jest całkowicie nieprawdziwy. A Jackson był genialnym, skromnym facetem, który w jednym z wywiadów powiedział: „Pamiętajcie, nieważne, ile razy przyjdzie wam wykonywać daną rzecz – róbcie ją dotąd, dopóki nie zostanie dobrze zrobiona. Wierzcie w siebie, niezależnie od tego, ile negatywnej energii sprowadza was w dół. Odrzućcie ją i pamiętajcie – będziecie tylko tym, kim chcecie być. A najważniejsze, po stokroć najważniejsze, to skromność. Może swojemu talentowi zawdzięczać będziecie siłę czy władzę nad ludźmi, ale nigdy nie dajcie się ponieść pysze ani dumie. To zguba ludzkości…”

Czesław Czapliński
artysta fotograf, dziennikarz i autor filmów dokumentalnych, urodzony w 1953 r. w Łodzi. Od roku 1979 mieszka w Nowym Jorku i Warszawie. Autor i współautor ponad 30 albumów i książek m.in.: “Saga rodu Styków”, “Twarzą w twarz”, “Jerzy Kosiński twarz i maski” , “Kariery w Ameryce” , “Portrety”, “Moja HIStoria czyli jak fotografowałem króla” , “Sztuka fotografii – Portret fotograficzny”, "Łazienki Królewskie w Warszawie cztery pory roku" oraz "Portrety z historią".  W ciągu 40 lat kariery fotografował najbardziej znane osobistości ze świata biznesu, kultury, polityki i sportu. Ma na swoim koncie ponad 100 wystaw fotograficznych na całym świecie.

Udostępnij

Możliwość komentowania jest wyłączona.