Menu

VII KONGRES Obywatelski

Kongres odbył się tradycyjnie w auli Politechniki Warszawskiej. Tysiąc trzystu uczestników przyjechało z całego kraju po to, by debatować o Polsce. Wbrew temu, o czym często słyszymy, mamy potrzebę debaty

Rafał Korzeniewski

 

Po kilku latach (pierwszy Kongres odbył się w 2005 roku), można by się spodziewać pewnego zmęczenia materiału. Tymczasem uczestników było nie tylko wyjątkowo dużo, ale i wyjątkowo dużo było wśród nich ludzi młodych. I to pomimo niewielkiego zainteresowania mediów, a już na pewno nie takiego, na jakie to wydarzenie zasługiwało. Bo jest to w polskim życiu publicznym fenomen. O debacie publicznej w Polsce mówi się i pisze, że jest miałka albo, że jej właściwie nie ma. Kongres pokazuje, że tak wcale być nie musi, że jest na taką (i to poważną) debatę zapotrzebowanie. To, że media niemal nie zauważyły kongresu, może być zresztą konsekwencją tego, że tak lubiące narzekać na poziom tej debaty w Polsce media same za jej obniżenie w znacznym, jeśli niedecydującym stopniu odpowiadają. Ich zdaniem tania sensacja lepiej się sprzedaje. A jednak potrzeba tej debaty jest i Kongres po raz kolejny to udowodnił!

Może zresztą chodzi o to, że potrzebny jest ktoś, kto nas zainspiruje. Kto wyzwoli w nas energię. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy to ponad sto tysięcy wolontariuszy, ale nic by z tego nie wyszło, gdyby nie Jurek Owsiak. On sam z drugiej strony też nic by nie zdziałał, gdyby nie oni. Taką rolę pełni w przypadku Kongresu Obywatelskiego Jan Szomburg, prezes Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. I on też by nic nie zdziałał, gdyby nie ludzie, którzy pomagają mu w organizacji Kongresu. Ci, którzy podczas Kongresu występują i wreszcie ci, którzy są jego uczestnikami. Wszyscy są tu ważni.

Zawsze jest też poważny temat, nad którym pochylają się jego uczestnicy, próbując znaleźć rozwiązanie. Temat, który ma stanowić wyzwanie. Temat bieżącego spotkania był w jakimś stopniu kontynuacją poprzedniego. Wtedy bowiem było to pytanie o rozwój i edukację.

Postawy i umiejętności kluczem do rozwoju Polaków i Polski

Temat nie był więc sformułowany wprost w postaci pytania, ale stwierdzenia, z którym trudno się nie zgodzić. Jednocześnie zawarto w nim dwa stojące przed nami wyzwania. Nie całkiem rozdzielne i wymagające wspólnej pracy. Jak ujął to Jan Szomburg, chodzi nie tylko o nasze własne umiejętności i postawy, ale jednocześnie o naukę myślenia i działania zbiorowego. Coś symbolicznego było nawet w samym wyborze daty. Kongres odbył się w przeddzień Święta Niepodległości. Ponad sto lat temu chodziło o budowę własnego państwa po okresie rozbiorów, dziś chodzi o stawienie czoła wyzwaniom współczesności. Okoliczności nie są tak dramatyczne, ale bycie bohaterami w zwyczajnych czasach przychodzi nam – dziwna narodowa cecha – o wiele trudniej.

Jednym z ważniejszych wystąpień na kongresie była przemowa aktora Jana Englerta, który powiedział, że tego, czego nam potrzeba, to nie wybitnych artystów, bo on w ogóle artystów nie lubi, a rzemieślników. U nas z tysiąca artystów rodzi się jeden rzemieślnik, a powinno być dokładnie odwrotnie. Oczywiście ważni są ci wyjątkowi, ci mający pomysły, ale jeśli zbraknie tych, którzy będą potrafili wcielać te pomysły w życie, fachowo wykonując swoją pracę, to nic z tego nie będzie. A siedzi w nas to licho, że wszyscy chcemy być artystami i nie zdajemy sobie sprawy z wagi zwykłej codziennej pracy. I tego, że należy ją wykonywać solidnie.

Nie mniej ciekawe stwierdzenia padły z ust Jacka Santorskiego, jednego z najbardziej znanych polskich psychologów, od kilkunastu lat zajmującego się psychologią biznesu. Zwrócił on uwagę, że styl zarządzania polskimi przedsiębiorstwami, ale i uczelniami, czy organizacjami, najbardziej przypomina mu szesnastowieczny folwark. Jest ten, kto rządzi i ci, którzy mają słuchać. Nie jest to wcale system nieskuteczny, dowodem jest zresztą nasza gospodarka. Tyle, że z czasem staje się on coraz mniej skuteczny. Skoro pracownik ma robić tylko to, co mu każą i za to jest nagradzany (możesz być mierny, bylebyś był wierny), to sam z siebie nie wykaże żadnej inicjatywy. I to są już stracone szanse, bo nawet najmądrzejszy szef nie wie wszystkiego. Czasem a nawet bardzo często tam na dole, widać lepiej, co można by ulepszyć, poprawić. Inni umieją i to od lat z tego korzystać, my wciąż nie. Ale to wymaga przemeblowania w głowach i szefów, i pracowników, dla których ten folwarczny system też ma zalety. Choćby taką, że nie ponoszą ryzyka, które wiąże się z podejmowaniem decyzji.

Oprócz podsumowań, było też wystąpienie ministra pracy i polityki społecznej Władysława Kosiniak-Kamysza, bo polityków też nie zabrakło, choć inaczej, niż ma to zwykle miejsce. Nie oni zdominowali dyskusję. Ważne też, że politycy jednak byli, bo pomysły, o których była mowa, powinny kogoś przecież zainspirować. I chyba tak się stało, przynajmniej w słowach, deklaracjach, choć na efekty przyjdzie oczywiście poczekać.

Wszyscy jesteśmy zaproszeni za rok. Bo Kongres jest otwarty dla każdego. I warto z tego zaproszenia skorzystać.

Swoim patronatem, to ważne wydarzenie objął Klub Integracji Europejskiej oraz Europejskie Forum Przedsiębiorczości.

Zapełniona uczestnikami kongresu aula Politechniki Warszawskiej

Zapełniona uczestnikami kongresu aula Politechniki Warszawskiej

Udostępnij

Możliwość komentowania jest wyłączona.