Menu

Szkoła talentu

„Ujrzeć na własne oczy, na czym to wszystko polega, ile w tym wszystkim jest prawdy, a ile jedynie iluzji mającej omamić widza przed telewizorem, nauka dystansu do trudnych i przykrych sytuacji, gdy wokalista poddany jest krytyce – wszystko to jest niezbędną i ważną lekcją i cieszę się, że ją otrzymałem, bo jestem silniejszym i bardziej niezależnym człowiekiem” – przekonuje Jan Traczyk, uczestnik kilku popularnych „talent-show”.

Rozmawia Aneta Sienicka

Przeczytałam gdzieś na portalu, że z matematyka stałeś się muzykiem?

– Nigdy nie byłem matematykiem, jest to jedna z głupot na mój temat, spowodowana nieumiejętnością czytania ze zrozumieniem ludzi piszących artykuły na niektórych portalach, bądź pracujących przy Talent Show. Mam rodziców muzyków, zaś sam od początku wybierałem studia humanistyczne. Przez rok byłem na bibliotekoznawstwie, później gdy dostałem się do szkoły i na studia muzyczne, porzuciłem Uniwersytet Warszawski. Ostatecznie ukończyłem klasę Piosenki w ZPSM II stopnia przy ulicy Bednarskiej i kończę kompozycję na UMFC w Warszawie. Zawsze wiedziałem, że chcę zajmować się muzyką, czułem to w każdej komórce swojego ciała, stąd taka decyzja a nie inna. Nigdy nie było żadnej przemiany, po prostu dążenie do swoich głęboko zakorzenionych celów.

Skąd pomysł, żeby pojawić się w programach „talent-show”? Lubisz rywalizację?

– Brałem udział w „The Voice of Poland”, „Must be the Music” a także w „Szansie na Sukces”. Udział w nich traktuję jako pewną formę promocji, a także sposób na rozwój osobisty. Wokalista poznaje nowych ludzi, inspiruje się tym, co robią, uczy się od nich, staje przed nowymi zadaniami, musi poradzić sobie w trudnych sytuacjach, powiedzieć coś sensownego do kamery – wszystko to uczy i rozwija. Udział w takich programach to także ogromny rozwój pod względem mądrości życiowej – ujrzeć na własne oczy na czym to wszystko polega, ile w tym wszystkim jest prawdy a ile jedynie iluzji, mającej omamić widza przed telewizorem, nauka dystansu do trudnych i przykrych sytuacji gdy wokalista poddany jest krytyce – wszystko to jest niezbędną i ważną lekcją i cieszę się, że ją otrzymałem, bo jestem silniejszym i bardziej niezależnym człowiekiem.

Czyli to dobra szkoła życia, ale to chyba nie jedyna motywacja, dla tych którzy biorą w niej udział. Ci ludzie jednak chcą zostać gwiazdami, a to niewielu się udaje. Czy mimo to, uważasz, że warto próbować?

– Nie należy mieć złudzeń na temat „talent-show”. To tylko maszyna, która ma przynosić pieniądze telewizji. Tu nie chodzi o znalezienie talentów, tylko o stworzenie jak największej oglądalności. Dlatego nie można niczego oczekiwać, ale myślę, że próbować warto. Samo to, że ogląda nas wiele tysięcy ludzi, robi swoje. Ludzie widzą i zapamiętują, może kiedyś gdy przyjdzie ważny moment w czyjejś karierze – wydanie płyty, czy singla – przypomną sobie i skojarzą, że znają już tego człowieka, kupią płytę i kariera pójdzie dalej.

Oglądając te programy, mnie przede wszystkim towarzyszy myśl, że mamy w kraju tylu tak niezwykle utalentowanych ludzi. Czy myślisz, że dla nich wszystkich jest miejsce w świecie muzycznym?

– Miejsce w świecie muzycznym jest przede wszystkim dla ludzi z osobowością, takie jest moje zdanie. Kukiełki, którym ktoś napisze kilka przebojów nie mają racji bytu, tak czy inaczej prędzej czy później, a raczej prędzej – ich czas się skończy. Ludzi śpiewających świetnie jest bardzo wielu. Ludzi z osobowością, takich którzy mają coś do powiedzenia, jest znacznie mniej.

Porównują Twój głos do Robbiego Williamsa. Lubisz jak jesteś porównywany do międzynarodowych sław?

– Nie lubię. Ludzie permanentnie posługują się porównaniami tego typu, określając głos danego wokalisty, jako „odrobina Cugowskiego i szczypta Szcześniaka”, czy jakkolwiek inaczej. To jest, w moim odczuciu, jakaś próba odebrania indywidualności. Oczywiście określenie tego typu, dotyczące mnie, miało cele wyłącznie komercyjne, dla dobra stacji telewizyjnej emitującej dany program. Jest to ewidentnie sztucznie naciągane i nieprawdziwe. Widocznie nie miałem żadnych ciekawych faktów w swoim życiorysie, typu śmierć bliskiej osoby albo brak nogi, żeby o tym napisać i zdobyć atencję widzów (śmiech).

Oprócz tego, że znakomicie śpiewasz, jesteś też kompozytorem. Gdzie można usłyszeć utwory Twojego autorstwa?

– Oczywiście na www.youtube.com, oraz tu i tam na koncertach. Zapraszam też na mój fanpage na Facebook’u www.facebook. com/janektraczyk – tam jest centrum mojego życia artystycznego.

Jakie są Twoje plany muzyczne? Może też zdradzisz nam te życiowe?

– W tej chwili jestem w trakcie nagrywania piosenki mojego autorstwa, która jest oficjalnym początkiem mojej drogi muzycznej, zapowiedzią płyty. W połowie grudnia powinna znaleźć się w internecie wraz z teledyskiem. Pracuję także nad musicalem, który zamierzam wystawić w przyszłym sezonie. A prywatnie – szukam miłości swojego życia – to zawsze dobrze się sprzedaje (śmiech), ale też jest całkiem prawdziwe i bardzo moje. Dziękuję.


Jan Traczyjan traczyk2k – kompozytor, wokalista, autor tekstów, aktor Teatru Studio Buffo. Janek uczył się śpiewu w warszawskiej Szkole przy ulicy Bednarskiej, obecnie studiuje kompozycję na Uniwersytecie Muzycznym oraz gra w Teatrze Studio Buffo, między innymi główną rolę w kultowym Musicalu Metro. Komponuje i wykonuje własne utwory, czynnie koncertuje a jego „Nastrojowe Koncerty Janka Traczyka” zyskują coraz więcej sympatyków w całej Polsce. W wakacje pracuje jako instruktor jazdy konnej w Jaszkowie.

Udostępnij

Możliwość komentowania jest wyłączona.