Menu

Nie narzekam na brak pracy – wywiad z Pauliną Holtz

W teatrze spotykam się z wybitnymi reżyserami i dostaję role, które są dla mnie wyzwaniem aktorskim. Czasem gram w filmach. Nagrywam wiele audiobooków i słuchowisk. Pracuję w dubbingu, co uwielbiam! Czuję się spełniona – mówi Paulina Holtz, znana aktorka telewizyjna i teatralna, instruktorka treningu siłowego Strong First oraz współautorka książki „Po pierwsze joga”. Prywatnie córka Joanny Żółkowskiej.

Rozmawia Izabella Jarska

Jako aktorka debiutowała pani jeszcze w dzieciństwie w Teatrze Telewizji, a później na scenie Teatru Powszechnego. Jak pani to wspomina? Czy to było miłe doświadczenie?

Debiut na scenie Teatru Telewizji był przeżyciem ogromnym, ale z pewnością nie zaważył na moich późniejszych decyzjach zawodowych. Była to tylko przygoda, którą zresztą słabo pamiętam. Największe emocje budziło we mnie to, że miałam udawać zapalanie papierosa. A miałam wówczas chyba siedem lat! Pamiętam też zapach hali telewizyjnej. Zapach to coś, co w sposób szczególny wyróżnia też teatr. Woń Teatru Powszechnego – którą pamiętam jeszcze z wczesnego dzieciństwa, kiedy odrabiałam lekcje w bufecie, czekając aż mama skończy próbę – do tej pory budzi we mnie wspomnienia. To zapach kurzu, desek scenicznych, stalowych lin, kostiumów, adrenaliny… Niepodrabialna mieszanka. Debiut na tej szczególnej scenie, na której moja mama grała swoje największe role, był dla mnie wielkim wyzwaniem i niesamowitą przygodą. Za tę pierwszą prawdziwą rolę – w „Kształcie rzeczy” – otrzymałam nagrodę Feliksa Warszawskiego, co sprawiło, że poczułam się godna tego miejsca.

Czym był dla pani udział w „Klanie” dawniej? A czym jest teraz, kiedy już jest pani doświadczoną aktorką?

Gdyby nie „Klan”, moja przygoda z aktorstwem być może wcale by się nie rozpoczęła. Grałam już rok w serialu, kiedy zdecydowałam, że chcę zdawać na Akademię Teatralną i związać się z tym zawodem być może na zawsze. „Klan” przez te wszystkie lata dawał mi szansę uprawiania bardzo drogiego hobby, jakim jest granie w etatowym teatrze. Dzięki temu, że pracowałam w telewizji, mogłam grać w teatrze nie martwiąc się o utrzymanie rodziny. A bez teatru nie wyobrażam sobie swojego życia zawodowego.

Jest pani jedną z tych nielicznych aktorek, które jak się wydaje więcej gra w teatrze niż w filmie. Czy dlatego, że bardziej panią pociąga scena niż ekran, czy wchodzą tu w grę inne względy, np. to, że film oferuje mniej ciekawe role?

Nie, tak się po prostu złożyło. Moja mama również nie jest aktorką typowo filmową. Nie wiem, z czego to wynika, ale tak już jest. Nie martwi mnie to ani nie zastanawiam się, co by było, gdyby… Nie narzekam na brak pracy. W teatrze spotykam się z wybitnymi reżyserami i dostaję role, które są dla mnie wyzwaniem aktorskim. Czasem gram w filmach. Nagrywam wiele audiobooków i słuchowisk. Pracuję w dubbingu, co uwielbiam! Czuję się spełniona.

Od czasu ukończenia Akademii Teatralnej jest pani związana z Teatrem Powszechnym. Kiedyś to było częste zjawisko, ale obecnie to rzadkość. Co, pani zdaniem, taki stały związek z teatrem daje aktorowi?

Od września ubiegłego roku nie jestem już na etacie w Teatrze Powszechnym. Po czternastu latach okazało się, że nowa dyrekcja tworzy teatr, w którym nie widzę dla siebie miejsca. Zniknął też zespół, który przez lata był trzonem i siłą tego teatru. Część aktorów została zwolniona, część sama odeszła. Poczułam, że nie mam się już od kogo uczyć. A to właśnie wydaje mi się najwspanialsze w pracy zespołowej. Ta możliwość podglądania bardziej doświadczonych aktorów. To poczucie wspólnoty. Gry do jednej bramki.

Na deskach Teatru Powszechnego wystawiono niedawno „Klątwę” spektakl, który od dnia premiery wzbudz ogromne kontrowersje. Czy pani zdaniem istnieją granice prowokacji artystycznej? A jeśli tak, to gdzie one leżą? Czy też może artyście nie powinno się stawiać żadnej tamy?

Trudno mi oceniać sztukę teatralną w kategoriach prowokacji artystycznej. Teatr to miejsce przeżywania emocji. U każdego co innego te emocje wywołuje. Dlatego wolę myśleć o przedstawieniach jako o ciekawych lub nie. Wartościowych lub nie. Sensownych lub nie. Czy powinno się stawiać artystom jakieś granice? Nie sądzę. Jednak pytanie, czy i jaka jest granica między teatrem a performansem, między artystycznym wyrazem a politycznym manifestem, pozostaje otwarte…

Pierwotnie pociągała panią reżyseria, czy te marzenia nadal powracają?

Myślę o tym czasem, ale cieszę się że moje życie potoczyło się inaczej, bo zdecydowanie nie jestem stworzona do poświęcania się reżyserii. Do tego trzeba mieć naprawdę stalowe nerwy, dużo odporności i być bardzo upartym. Zamiast tego w moim życiu pojawił się sport. Zostałam instruktorką treningu siłowego Strong First, treningu z odważnikami kulowymi. Prowadzę zajęcia, sama dużo trenuję. Cały czas marzy mi się zdobycie wiedzy i certyfikatów pozwalających na prowadzenie zajęć jogi. Na razie jestem tylko współautorką książki „Po pierwsze joga”, którą napisałam razem z moją nauczycielką. Ale małymi krokami idę do przodu, nie ograniczając się do moich wyuczonych zawodowych ścieżek.

Pochodzi pani z artystycznego domu. Nikt chyba nie robił takich statystyk, ale wydaje się, że dzieci aktorów częściej idą drogą swoich rodziców niż w przypadku innych zawodów. Jak pani myśli, z czego to wynika?

Myślę że zdecydowanie tak nie jest. Dzieci lekarzy, prawników, nauczycieli również bardzo często podążają śladem rodziców. Po prostu aktorzy są bardziej widoczni. Może dlatego wydaje się, że dzieje się to częściej. Ale rzeczywiście – jako dziecko nie bardzo rozumiałam, że istnieją inne zawody niż aktorka. Dopiero potem zaczęłam zastanawiać się nad tym, co bym chciała robić w życiu. Ostatecznej decyzji nigdy nie podjęłam, a o wyborze zdecydował przypadek.

Czy gdyby pani córki także chciały pójść drogą swojej mamy i zostać aktorkami, to odradzałaby im to pani, czy wręcz przeciwnie?

Przede wszystkim uważam, że nie mam nic do gadania. Mogę je tylko wspierać w ich pasjach i decyzjach. Na razie mają tysiąc planów na życie, od bycia wokalistką rockową po kreatorkę mody, wymieniając po drodze kaskadera, szpiega i weterynarza. Ale mają jeszcze czas. Dla mnie jest najważniejsze, żeby dbały o siebie, o swoje szczęście. Mam nadzieję, że realizując wiele swoich pasji, jestem dla nich dobrym przykładem.

Gdyby mogła pani bez żadnych ograniczeń spełnić jakieś swoje największe marzenie to jakie?

Chciałabym mieszkać z rodziną w jakimś ciepłym kraju, mieć własne studio fitness, od czasu do czasu grać w filmach, ale mieć dużo czasu na powolne, radosne, uważne życie.

Fot. Katarzyna Piwecka Photography

Udostępnij

Możliwość komentowania jest wyłączona.