Menu

MUSI BYĆ ISTOTNA HISTORIA DO OPOWIEDZENIA – rozmowa z Ewą Ewart

Podczas mojej pracy, zarówno w CBS NEWS jak i w BBC, spotkałam wielu wspaniałych ludzi. Miałam okazję uczyć się od najlepszych i pracować z prawdziwymi legendami brytyjskiego dziennikarstwa. Każda z tych osób na swój sposób była dla mnie autorytetem i wzorem, który starałam sie powielać we własnej pracy – mówi Ewa Ewart, dziennikarka dochodzeniowa, producentka oraz autorka filmów dokumentalnych, prezentowanych m.in. na antenie tvn24. Jej najnowszy film: „Zdobyć miasto” powstał z okazji 70. rocznicy Powstania Warszawskiego.

Rozmawia IZABELLA JARSKA

W jaki sposób iberystka z wykształcenia trafiła do dziennikarstwa? Czy była to kwestia przypadku czy spełnienie marzeń?

– To był przypadek. Jak się okazało, bardzo dla mnie szczęśliwy. Ostatni rok moich studiów zbiegł się z ważnymi wydarzeniami w Polsce, które trafiły na pierwsze strony gazet na całym świecie. Powstała „Solidarność”, kilkanaście miesięcy później został wprowadzony stan wojenny. Do Warszawy tłumnie zjechali korespondenci zagraniczni, reprezentujący wszystkie media. Nie zabrakło również prasy iberyjskiej. Dostałam propozycję pracy jako tłumacz od hiszpańskiej agencji prasowej EFE. To był pierwszy etap, który z czasem doprowadził mnie do dziennikarstwa.

Jak Pani wspomina początki swojej pracy dla BBC? Czy trudno było zaczynać karierę zawodową od nowa?

– Praca w BBC była naturalną kontynuacją wszystkich poprzednich etapów. To też był przypadek. Zrodził się po części z mojej determinacji, aby nauczyć się, jak robić dłuższą formę przekazu, jaką jest dokument. Zanim pojawiłam się w BBC, przez trzy lata pracowałam jako producent newsów w moskiewskim Biurze CBS NEWS, jednej z głównych amerykańskich stacji telewizyjnych. To była niesamowita przygoda zawodowa. Na moich oczach, po 70 latach, rozpadał się Związek Radziecki. Pod koniec tego okresu pojechałam do Londynu na wakacje i dzięki szczęśliwemu i zupełnie nieoczekiwanemu zbiegowi okoliczności, wróciłam do Moskwy z rocznym kontraktem w nowym programie Dokumentu Społeczno-Politycznego, jaki wówczas powstał w BBC. Pierwsze lata wspominam jako jedne z najlepszych. To był zdecydowanie czas dokumentu, który szybko stał się moją pasją. Trudno jest mi sobie wyobrazić lepsze miejsce niż BBC na możliwości i naukę, jak taką formę przekazu tworzyć.

Brytyjska stacja tradycyjnie słynie z wysokich standardów, czy w porównaniu z innymi mediami widzi Pani różnice w funkcjonowaniu BBC a innych stacji telewizyjnych, np. w dochowaniu staranności oraz dbałości o wiarygodność?

– Sądzę, że takie porównania mogłyby okazać się nie do końca sprawiedliwe. Począwszy już od skali tej organizacji. BBC ma ponad 50-letnią historię, zatrudnia tysiące osób, ma swoich ludzi i placówki na całym świecie. BBC to nie tylko stacja telewizyjna, to także wspaniałe radio. W środowisku mediów bez wątpienia jest instytucją, która stała się punktem odniesienia dla innych. Dysponuje środkami i możliwościami realizacji swoich przekazów nieporównywalnie większymi niż większość stacji. Kogo, na przykład, stać na tworzenie kilkudziesięciu dużych dokumentów w ciągu roku, z których każdy kosztuje duże pieniądze. I mam tu na myśli tylko moją redakcję. Tak wiec, w tym sensie porównywanie jest raczej bezpodstawne. Staranność oraz dbałość o wiarygodność to naczelna zasada i obowiązek każdego dziennikarza BBC. Na tym wyrosła reputacja stacji. Co nie znaczy, że w innych mediach dziennikarze nie kierują się dokładnie takimi samymi wartościami. To jest kwestia przede wszystkim osobiście praktykowanej uczciwości zawodowej.

Czy wśród dziennikarzy i dokumentalistów jest ktoś, kto jest dla Pani szczególnym autorytetem?

– Trudno mi wskazać na jedną, konkretną osobę, którą uważałabym za absolutny autorytet. Podczas mojej pracy, zarówno w CBS NEWS, jak i w BBC, spotkałam wielu wspaniałych ludzi. Miałam okazję uczyć się od najlepszych i pracować z prawdziwymi legendami brytyjskiego dziennikarstwa. Każda z tych osób na swój sposób była dla mnie autorytetem i wzorem, który starałam sie powielać we własnej pracy.

Czy dziennikarz dochodzeniowy bywa obiektem ataków, które stanowią dla niego zagrożenie, czy spotyka się na przykład z groźbami lub naciskami ze strony tych, którzy są obiektem jego dziennikarskiego śledztwa?

– Ryzyko gróźb i nacisków zawsze istnieje. Sama się o takie naciski otarłam. Dziennikarz dochodzeniowy z zasady dąży do ujawniania faktów, które dla wielu są bardzo niewygodne. Są osoby zdolne posunąć się do kroków ostatecznych, aby uniemożliwić takiemu dziennikarzowi jego pracę. Przez wiele lat jednym z najbardziej niebezpiecznych miejsc dla dziennikarza dochodzeniowego była Kolumbia. Wielu zapłaciło tam życiem za dążenie do pokazania prawdy o problemach tego kraju. Obecnie, na pewno trudno przeprowadzać dziennikarskie śledztwo w Rosji. Pocieszające jest jednak to, że pomimo ryzyka, ten rodzaj dziennikarstwa ma sie dobrze. Powstaje sporo naprawdę świetnych dokumentów, a ich autorzy wykazują godną podziwu kreatywność w unikaniu ryzyka i w odważnym wyciąganiu na światło dzienne niewygodnych prawd.

Rozpiętość tematyczna Pani filmów jest bardzo duża, od terroryzmu poprzez handel usługami seksualnymi aż po korupcję. Jak dokonuje Pani wyboru tematu? Co w danej historii musi Panią zafrapować aby powstał z niej film dokumentalny? Czy jest jakiś wspólny mianownik?

– Wspólnym mianownikiem musi być istotna historia do opowiedzenia. Zarówno w sensie merytorycznym, jaki i w odniesieniu do bohaterów, poprzez których można dany temat przedstawić. W BBC większość tematów, jakie zrealizowałam, było proponowanych przez redaktora naczelnego czuwającego nad całokształtem produkcji naszej redakcji. Aczkolwiek były również takie, które wynalazłam i zgłosiłam sama. Tak się szczęśliwie składało, że każdy z powierzonych mi tematów okazywał się fascynujący i nigdy nie miałam żadnych oporów aby go przyjąć.

Jak Pani sobie radziła z własną wrażliwością kręcąc taki film, jak „Dzieci Biesłanu”?

– To okazywało się bardzo trudne. Mogę się przyznać, że ten temat mnie przerósł emocjonalnie. Zdarzyło mi sie to po raz pierwszy. Z reguły udaje mi sie trzymać własne emocje na wodzy. Odpuszczam sobie dopiero po zakończeniu zdjęć. W tym przypadku musiałam się poddać i nie walczyłam, ani ze wzruszeniem, ani ze łzami, które też się pojawiały. Myślę, że to w jakimś sensie chyba zbudowało moją wiarygodność wobec bohaterów filmu i ich rodziców. Zobaczyli we mnie normalnie reagującą osobę, a nie robota z ekipą, który przyjechał zrobić o nich film.

Czy stykając się z poruszającymi historiami, z ludzkim nieszczęściem lub kwestiami budzącymi oburzenie trudno jest zachować zimną krew albo obiektywizm, jakich często wymaga praca dziennikarza czy dokumentalisty?

– Bywa, że bardzo trudno jest zachować zimną krew. Wbrew umiejętności trzymania pokerowej twarzy, nie jesteśmy pozbawieni naturalnych odruchów emocjonalnych, jakie powoduje towarzyszenie czasami niewyobrażalnym ludzkim historiom. Osobiście nie uważam, aby utrata zimnej krwi, co rozumiem jako pokazanie swoich emocji, była zbrodnią. Natomiast w żadnym przypadku nie jest dopuszczalne, aby mogło to wpłynąć na stworzenie obiektywnego przekazu. Aczkolwiek, w takich sytuacjach, jest to z pewnością jedno z największych wyzwań w tym zawodzie.

Czy spośród filmów, które Pani nakręciła jest taki, do którego ma Pani największy sentyment?

– Niewątpliwie jednym z najważniejszych jest dla mnie film „Dzieci Biesłanu”. Zarówno ze względu na temat, jak i okoliczności jego realizacji. Myślę, że takim filmem jest również mój ostatni dokument, powstały na 70. rocznicę Powstania Warszawskiego.

Jest Pani laureatką wielu nagród, w tym była Pani nominowana do nagrody Emmy za „Dzieci Biesłanu”. Czy prestiżowe nagrody i nominacje, poza oczywistą satysfakcją, owocowały także rozwojem kariery zawodowej?

– Sądzę, że w niewielkim stopniu. Prawda jest taka, że jako twórca dokumentu jesteś tak dobry, jak dobry jest twój ostatni film. Kiedy stworzysz coś przeciętego, nikt nie będzie pamiętał o twoich nagrodach. Dla mnie nagrody i wyróżnienia były przede wszystkim bardzo mobilizujące do trzymania niezmiennie wysokiego poziomu. Poza tym, ja nigdy nie miałam tzw. planu rozwoju kariery zawodowej. Gdyby tak było, to w BBC musiałabym na pewnym etapie przejść do managementu. To była tradycyjna ścieżka jaką poszło paru moich kolegów. Nigdy nie byłam tym zainteresowana. Zawsze najbardziej mi zależało, i tak pozostało do dziś, aby realizować ciekawe projekty.

Czy zdradzi Pani naszym czytelnikom swoje najbliższe plany zawodowe?

– Mój ewentualny, kolejny film jest na etapie bardzo początkowym. Nie jestem do końca pewna, czy i jak uda mi się go zrealizować, więc aby nie zapeszyć, nie chcę na razie zdradzać o czym on będzie.

Jakie ma Pani pasje pozazawodowe? I czy starcza na nie czasu?

– Wbrew pozorom, moje życie nie toczy się wyłącznie wokół pracy. Aczkolwiek przyznaję, że mój zawód, który okazał się pomysłem na życie, bywa bardzo zaborczy i nie toleruje zbyt dobrze konkurencji. Kocham podróże, które nie mają nic wspólnego z planem zdjęciowym. Mam przyjaciół na całym świecie i możliwość spędzenia czasu z bliskimi mi ludźmi, to jedna z największych przyjemności. Bardzo lubię narty i jogę. Chciałabym nauczyć się kolejnego języka, jako że języki obce są również moją pasją. Byłby to portugalski, ponieważ jedną z moich największych pasji jest Brazylia.

Udostępnij

Możliwość komentowania jest wyłączona.