Bankowość spółdzielcza – rozwiązania szyte na miarę
– Nasz bank i w ogóle banki spółdzielcze mają statystycznie bardziej konserwatywnego klienta niż bankowość ogółem. Popularyzację usług cyfrowych traktujemy więc nie tylko w kategoriach biznesu, ale też po trosze misji. Wracamy w tym miejscu do stwierdzenia, że bank spółdzielczy to zawsze było coś więcej niż tylko biznes. W XIX wieku była to pozytywistyczna praca u podstaw, by wzmocnić i unowocześnić polskie rzemiosło, rolnictwo, raczkujący na prowincji przemysł – mówi Bartosz Kublik z Banku Spółdzielczego w Ostrowi Mazowieckiej.
Rozmawiał RAFAŁ KORZENIEWSKI
Podkreślacie ponad stuletnią, nieprzerwaną historię waszej instytucji. Kiedy powstał Bank Spółdzielczy w Ostrowi Mazowieckiej?
Bank w Ostrowi powstał w 1898 roku i jest, według naszej najlepszej wiedzy, najstarszym bankiem spółdzielczym założonym na ziemiach polskich zaboru rosyjskiego. Koniec XIX stulecia obfitował w przedsięwzięcia gospodarcze, oświatowe i kulturalne. Po kilku nieudanych powstaniach polskie elity skoncentrowały się na wzmacnianiu polskiego żywiołu w granicach prawa zarysowanego przez wszystkich trzech zaborców. To była znakomita strategia zapoczątkowana w Wielkopolsce. Kiedy w latach 1914–1918 konstelacja geopolityczna pozwoliła na wywalczenie niepodległości właśnie dzięki takim ludziom, jak założyciele naszego banku, Polska była w stanie szybko podnieść gospodarkę i zbudować niezbędne krajowi instytucje. Uważam, że niesłusznie nie uczymy o tym w szkołach, koncentrując się jedynie na walce. Tak jakby pomiędzy powstaniami były kilkudziesięcioletnie czarne dziury…
Banki spółdzielcze kojarzą się z lokalnością, a wy macie oddział w Warszawie. Jaki jest właściwie obszar waszego działania?
Ze względu na siłę kapitałową możemy działać na terytorium całej Polski. Tym niemniej w DNA banku spółdzielczego wpisana jest lokalność. Dlatego koncentrujemy biznes w kilku powiatach: Ostrowskim, Ostrołęckim, Wyszkowskim i Wołomińskim. Jesteśmy w Warszawie, ponieważ mnóstwo ludzi z takich miast jak Ostrów dzieli swą aktywność zawodową, biznesową pomiędzy swoje rodzinne miasteczko i stolicę. Ten oddział jest im po prostu potrzebny. To się jeszcze nasila odkąd mamy dobre drogi. Myślę, że większość warszawiaków ma pełną świadomość faktu, że to wspaniałe, niezwyciężone miasto na co dzień budują i rozwijają firmy i ludzie z Ostrowi, Węgrowa, Sokołowa etc.
Chwalicie się też, że nowoczesne technologie umożliwiające zdalny kontakt z bankiem wdrożyliście jeszcze przed pandemią. Jak rozumiem, to był dobry krok?
Cyfryzacja kontaktu klienta z bankiem postępuje od lat. Ograniczenia związane z epidemią stały się tylko katalizatorem tych zmian. Szczególnie w pierwszym lockdownie obserwowaliśmy sytuację, kiedy karty płatnicze czy Internet Banking zakładały osoby, które wcześniej się do tego nie garnęły. Czasem seniorzy korzystali z pomocy dzieci czy wnuków. To było bardzo budujące. Niewątpliwie pandemia pchnęła digitalizację do przodu.
Posiadacze kont w waszym banku mogą się przez nie zalogować na swoje internetowe konto pacjenta i dzięki temu na przykład zapisać na szczepienie lub podejrzeć wystawione dla nich recepty. Korzystają z tego?
Oczywiście, że tak. Z miesiąca na miesiąc w większym stopniu. Od tego nie ma odwrotu. Usługa Moje ID w połączeniu z zakładaniem tzw. profilu zaufanego przez naszą bankowość internetową pozwala korzystać z usług e-administracji. W zasadzie staje się nieodzownym narzędziem dla każdego obywatela. Ułatwia życie. Nasz bank i w ogóle banki spółdzielcze mają statystycznie bardziej konserwatywnego klienta niż bankowość ogółem. Popularyzację usług cyfrowych traktujemy więc nie tylko w kategoriach biznesu, ale też po trosze misji. Wracamy w tym miejscu do stwierdzenia, że bank spółdzielczy to zawsze było coś więcej niż tylko biznes. W XIX wieku była to pozytywistyczna praca u podstaw, by wzmocnić i unowocześnić polskie rzemiosło, rolnictwo, raczkujący na prowincji przemysł. Dziś wciąż jest to praca nad podnoszeniem poziomu gospodarczego i cywilizacyjnego naszych małych ojczyzn. Ten etos jest wciąż obecny…
Technologie wkroczyły także do procesu przyznawania pożyczek. Banki spółdzielcze kojarzą się raczej z indywidualnym podejściem do klienta, warto aż tak ufać algorytmom?
Bank spółdzielczy, którym zarządzam i w ogóle banki spółdzielcze to są rzeczywiście raczej zakłady krawieckie szyjące na miarę niż wielkie szwalnie zaopatrujące sieciówki. Trzeba jednak pamiętać, że każdy bank to co najmniej kilka obszarów biznesu. O ile w obsłudze MŚP stawiamy na bardzo indywidualne podejście, o tyle w produktach konsumenckich algorytmy sprawdzają się także w bankowości spółdzielczej. Tu nie ma prostych odpowiedzi. Jeśli rozmawiamy o bankowości spółdzielczej, musimy też mieć świadomość, że banki spółdzielcze w Polsce to zróżnicowana populacja podmiotów. Funkcjonują banki spółdzielcze działające w jednej gminie i takie jak nasz, które obsługują kilkadziesiąt tysięcy klientów. Siłą rzeczy używają nieco innego instrumentarium. Wszystkie jednak kooperują w ramach dwóch grup zrzeszeniowych po to, by szukać synergii i korzyści skali.
Niskie stopy przekładające się na niskie oprocentowanie wkładów na pewno nie cieszą ich posiadaczy, są za to atrakcyjne dla biorących pożyczki. Ustawiła się kolejka?
Podstawową działalnością aktywną banku jest kredytowanie, więc trudno, byśmy sobie z tym nie radzili. Natomiast sytuacja jest bardziej złożona. O ile jak woda idą dziś kredyty mieszkaniowe, o tyle wielu mikro, małych i średnich przedsiębiorców wciąż wyczekuje z decyzjami o inwestycjach. Powodem jest wysoka niepewność.
Wszyscy chcą dziś kupować mieszkania, a przy niskich stopach kredyt hipoteczny jest tani. Nad czym powinien się zastanowić ktoś, kto chce się starać o kredyt hipoteczny?
Wszyscy chcą kupować mieszkania, ponieważ mamy ultraniskie stopy procentowe. Nienaturalnie niskie w naszych warunkach. Tyle że mechanizm boomu na rynku mieszkań jest nieco bardziej skomplikowany, niżby to wynikało z obiegowych opinii. Otóż ponadprzeciętny popyt na mieszkania powstał, ponieważ oszczędzający w polskich bankach z dnia na dzień poprzez decyzje Rady Polityki Pieniężnej zostali bez oprocentowania swoich wkładów. Gremialnie ruszyli więc po mieszkania. Istnieje bowiem utrwalony pogląd, że nieruchomości dobrze chronią wartość pieniądza w czasie. Ten pogląd nie jest pozbawiony podstaw. Kłopot w tym, że ten ponadprzeciętny popyt na mieszkania pociągnął w górę ich ceny. Utwierdziło to kupujących mieszkania inwestycyjne w słuszności ich decyzji. W ich ślady poszli następni, co dalej podkręca ceny… Ma to dobre strony, ponieważ budownictwo mieszkaniowe daje silny impuls gospodarce. W mieszkaniu trzeba przecież postawić meble, zawiesić firany, zainstalować sprzęt RTV i AGD. To wszystko napędza produkcję i pozwala stymulować dynamikę PKB w okresie problemów. Można więc powiedzieć, że polityka pieniężna spełnia swe zadanie. Trzeba jednak pamiętać, że piękno tkwi w proporcjach. Ten ponadprzeciętny popyt napędza jednak inflację oraz, co ważne, oczekiwania inflacyjne. I znów jeśli inflacja wynosi 4%, a depozyt w banku jest oprocentowany na 0,2%, to kolejni ludzie podejmują decyzję, by kupić nieruchomość. To sprzężenie zwrotne. Problem w tym, że mieszkań nie możemy rozpatrywać tylko w kategorii dobra inwestycyjnego. Wciąż mamy w Polsce miliony osób, które chcą kupić mieszkanie po to, by po prostu założyć rodzinę i w nim mieszkać. Dla nich tak szybko rosnące ceny nie są niczym optymistycznym. Oczywiście niskie stopy sprawiają, że kredyt jest dostępny. Tyle że stopy w przyszłości wzrosną i trzeba o tym pamiętać, zaciągając kredyt. Nie jestem zwolennikiem stawiania znaku równości między zagadnieniem CHF a ryzykiem stóp procentowych. Należy jednak głośno mówić dziś o tym, że rata miesięczna przy Wibor równym 0,2% nie jest tym samym, co rata przy Wibor równym 5% w skali roku. Tyle wynosił on np. w 2012 roku. To nie jakaś zamierzchła przeszłość. Taki poziom może wrócić. Chodzi więc o to, by myśleć, przewidywać i mierzyć zamiary na siły.
Pandemia sprawiła jednak, że przynajmniej niektórzy wasi klienci wpadli w kłopoty, które zawczasu trudno było przewidzieć. Jak duża jest to skala?
Reagujemy dziś na kryzysy w sposób zgoła odmienny niż w latach trzydziestych XX wieku. Podajemy bardzo silne lekarstwa, które ratują życie. Nie są rzecz jasna pozbawione skutków ubocznych. O niektórych z nich rozmawialiśmy przed chwilą w kontekście rynku mieszkaniowego. Tak czy inaczej, reagujemy. Ta reakcja odbyła się i odbywa wciąż na różnych poziomach i w różnych obszarach. Najważniejsze z nich to: wspomniane już ultraniskie stopy procentowe, które spowodowały, że więcej pieniędzy zostaje w portfelach kredytobiorców. Pamiętajmy jednak, że płacą za to oszczędzający, często drobni ciułacze. Rekiny finansjery potrafią bowiem zabezpieczyć wartość swoich pieniędzy. Drugie lekarstwo to zainicjowane przez same banki moratorium kredytowe. Myśmy od pierwszych dni lockdownu dali możliwość w zasadzie bezwarunkowego zawieszenia spłat kapitału i odsetek. To był strzał w dziesiątkę. Trzecia sprawa to Tarcza Finansowa Polskiego Funduszu Rozwoju. Ten program pomocy, wart dziesiątki miliardów PLN, sfinansowaliśmy wszyscy jako polscy podatnicy. Chcę jednak podkreślić, że rząd zdawał sobie sprawę, iż sprawna dystrybucja tych środków może się odbyć tylko przez banki. One mają po prostu rozpoznanych i zweryfikowanych klientów. Tylko w oparciu o personel bankowy, nasze procedury oraz nowoczesne systemy bankowości internetowej możliwe było natychmiastowe weryfikowanie wniosków i przesyłanie pieniędzy bez ryzyka kolosalnych nadużyć przy tak masowym i kosztownym programie publicznego wsparcia. Pochwalę się, że jako najsilniejszy bank spółdzielczy zrzeszony w Grupie BPS dystrybuowaliśmy do naszych klientów największą w Zrzeszeniu BPS kwotę środków z PFR.
Pozostają pytania o przyszłość. O dalszy przebieg pandemii. Wierzę jednak, że środki z funduszy UE nie tylko podtrzymają koniunkturę, ale też po raz kolejny pozwolą podnieść nasz kraj na wyższy poziom cywilizacyjny.
Dlaczego zdecydował się pan na pracę w banku?
Pewnie ładnie by wyglądało, gdybym powiedział, że od początku stawiałem na pracę w banku i szykowałem się do tego. Jednak było inaczej: chciałem się usamodzielnić i pierwszą poważną pracę znalazłem w banku. Potem już wsiąkłem na dobre. Inna sprawa, że jedynie dotykając zagadnień systemu bankowego podczas studiów, byłem niezwykle ciekaw, w jaki sposób działa bank. Jak się buduje tę równowagę między strumieniem pieniędzy wpłacanych do banku i od niego pożyczanych? Jak to wszystko się bilansuje, etc.
Czy bankowość to trudna ścieżka kariery? Komu poleciłby pan tę pracę?
Tak samo jak wszędzie: trzeba być w miarę zdolnym, no i pracowitym. Mnie zawsze pomagała dociekliwość oraz chęć objęcia i zrozumienia całości. Nigdy mnie nie satysfakcjonowało nauczenie się i zrozumienie jakiegoś wąskiego wycinka. Współczesna bankowość szalenie się skomplikowała. W bankach potrzeba dziś różnych umiejętności. Wcale nie tylko analitycznych i ścisłych. W handlu, marketingu bankowym na pierwszy plan wysuwają się kompetencje miękkie: empatia, kreatywność i umiejętności perswazyjne. Potrzeba coraz więcej ludzi o zdolnościach technicznych, biegłych w Internecie, mediach społecznościowych. Jeśli ktoś posiada jakieś kombinacje tych różnych kompetencji, jest skazany na zrobienie kariery w bankowości.
Jak pan spędza czas wolny?
Jeżdżę w ciekawe miejsca. Czytam wiele książek. Codziennie robię zróżnicowaną prasówkę. Nie chcę rozumieć jedynie bankowości i stać się monotematyczny.
A jak bankier wypoczywa? Praca w banku oznacza intensywne kontakty z ludźmi, logiczna byłaby ucieczka do jakiegoś ustronia i wyłączenie telefonu…
Strzał w dziesiątkę. Zimą wędruję, a latem jeżdżę rowerem po Puszczy Białej. W wielu miejscach nie ma tam zasięgu…