Menu

JESTEM CIEKAWA ŚWIATA – rozmowa z Janiną Ochojską

– Astronomia pomogła mi w mojej obecnej pracy, bo dała mi umiejętność patrzenia na sprawy z oddalenia, globalnie. Kiedy widzę człowieka, któremu brakuje wody, to nie myślę o tym, aby mu przynieść pełne wiadro, tylko zastanawiam się, jak rozwiązać ten problem na większą skalę i zapewnić mu stały dostęp. Jak mogę pomóc społeczności, w której ten człowiek żyje? – mówi Janina Ochojska, założycielka Polskiej Akcji Humanitarnej, z wykształcenia astronom.

Rozmawia IZABELLA JARSKA

Polska Akcja Humanitarna to dzisiaj już znana „marka” z tradycjami. Jakie były początki Pani działalności?

Czasami ludzie pytają mnie, czy kierował mną impuls. I tak, i nie. Uważam, że to, co człowiek robi, wynika z całego jego życia. Myślę, że nawet fakt, iż jako dziecko zachorowałam na polio, także ma wpływ na to, co robię dzisiaj. Bo sama doznałam pomocy od wielu ludzi i potrzeba oddania tego, co zyskałam od innych, zawsze we mnie tkwiła. Chociaż moja droga życiowa początkowo poszła w zupełnie innym kierunku chciałam być astronomem, skończyłam studia i pracowałam naukowo. Byłam jednak świadkiem wsparcia, którego udzielano Polakom w stanie wojennym. Jak wspominałam, sama tak że doznałam ogromnej pomocy, dzięki której dzisiaj chodzę i mogę robić to, co robię. Byłam leczona we Francji a moją kurację sfinansowało francuskie Ministerstwo Zdrowia. I, proszę mi wierzyć, było to bez żadnych znajomości. Po prostu lekarz Francuz który dostał moje dossier, sam postanowił napisać do francuskiego Ministerstwa Zdrowia nawet mi o tym nie mówiąc. I właśnie we Francji zetknęłam się z organizacjami humanitarnymi, a w szczególności z Fundacją Equilibre, która powstała po to, aby pomagać Polsce w stanie wojennym. I z czasem stałam się ich wolontariuszką. Interesowało mnie zwłaszcza to, w jaki sposób taka organizacja zbiera fundusze. W 1992 roku, podczas moich wakacji we Francji, dowiedziałam się o działaniach Equilibre skierowanych na pomoc Bośni. Była to akcja sprowadzenia tysiąca bośniackich dzieci wraz z opiekunami z obozów dla uchodźców do rodzin francuskich. Zgłosiłam się jako wolontariuszka nieco z ciekawości, bo chciałam zobaczyć, jak takie rzeczy są organizowane. W konsekwencji, w październiku 1992 roku znalazłam się w Bośni, czyli w samym środku wojny. I to był moment przełomowy, jeśli idzie o moją późniejszą działalność. Byłam w obozach dla uchodźców, widziałam ludzi, którzy wszystko stracili i nie wiedzieli, kiedy wojna się skończy. Były to głównie kobiety, dzieci, starsze osoby… Żyli w bardzo prowizorycznych warunkach. Niektórzy z nich oprócz dobytku utracili najbliższych. W Bośni byłam z ludźmi z fundacji, którzy kiedyś pomagali mojemu krajowi. Pomyślałam sobie, że ja też powinnam coś zrobić – i w imieniu swoim, bo doznałam pomocy, i w imieniu mojej ojczyzny. Postanowiłam, że po powrocie do kraju zorganizuję konwój z Polski do Sarajewa. Wtedy wydawało mi się to łatwe, ale wcale takie nie było. Niemniej wierzyłam, że to jest możliwe. Tu muszę powiedzieć, że przekonałam się i jest to moje największe doświadczenie życiowe iż jeżeli człowiek czegoś bardzo pragnie i w to wierzy, to ta rzecz się wydarzy. W moim przypadku było tak, że kolega skierował mnie do Radiowej Trójki, żebym tam opowiedziała o Bośni i wspomniała o swoich zamiarach zorganizowania konwoju. Poszłam do radia, żeby się najpierw umówić na termin wystąpienia. Dziennikarz Tomek Kowalczewski powiedział mi, że właśnie teraz ma czas na antenie. Opowiedziałam więc w studio o tym, co widziałam w Sarajewie, a pod koniec audycji wspomniałam o moich planach związanych z konwojem. Podałam także numer telefonu pewnej osoby. Zaraz po audycji zadzwoniłam do niej, żeby przeprosić za ogłoszenie jej numeru telefonu publicznie i już nie mogłam się dodzwonić. Bo Polacy byli w tym momencie gotowi, żeby pomagać Bośni, ale nie wiedzieli, jak to zrobić. Potrzebowali kogoś, kto powie: ja to zrobię. I ja na antenie to powiedziałam. Chociaż wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak to zrobię. Ten jeden tylko program i moja deklaracja wyzwoliły taką energię ludzką i chęć pomocy, że wiele później działo się prawie samoistnie. Kolejne media podejmowały temat, zorganizowaliśmy pierwszy konwój i spora liczba dziennikarzy z nami pojechała do Sarajewa. Później o tym pisali i mówili w mediach, toteż informacji na ten temat było tak dużo, że praktycznie każdy, komu na sercu leżała wojna w Bośni i kto chciał coś w tej sprawie zrobić, widział, że jest taka możliwość. I tak się zaczęło. Wtedy w ogóle nie myślałam, żeby budować jakąś organizację. Sądziłam, że zorganizuję jeden konwój i wrócę do mojej pracy astronoma, bo to było moim wymarzonym zajęciem. Ale kiedy wróciliśmy z Sarajewa okazało się, że w międzyczasie uzbierało się dużo darów i trzeba pojechać z drugim konwojem. Potem były kolejne wyjazdy i po roku staliśmy się już instytucją. W 1994 roku wybuchła woja w Czeczenii i ludzie do nas dzwonili nie z pytaniami, czy organizujemy tam konwoje, tylko gdzie mają wpłacić pieniądze i przynosić dary. Niewątpliwie wpływ na moją decyzję żeby się temu poświęcić miało także to, że w grudniu 1993 roku dokładnie rok po moim pierwszym wyjeździe do Sarajewa z konwojem otrzymałam tytuł Kobiety Europy, nadany mi przez Wspólnotę Europejską właśnie za działalność dla Bośni. To wydarzenie wzbudziło duże zainteresowanie mediów i potem już było łatwiej rozwijać naszą działalność. Chciałabym jednak podkreślić, że w tej chwili już konwojów nie organizujemy. Jesteśmy profesjonalną, rozwojową organizacją zajmującą się pomocą humanitarną. Nie chodzi o to, że konwoje są nieprofesjonalne. Jednak pomoc i jej formy powinny dawać możliwość rozwoju, i my już jesteśmy na takim etapie, że możemy to ludziom zaproponować.

Jak Pani sobie radziła i radzi z własną wrażliwością jeżdżąc w regiony ogarnięte wojną i stykając się z różnymi formami ludzkiego nieszczęścia?

Myślę, że w pewien sposób pomogła mi moja niepełnosprawność, z którą borykam się od dziecka. Miałam koleżanki i kolegów, którzy byli bardziej niepełnosprawni niż ja. Wychowywałam się w takich społecznościach i dla mnie tzw. nieszczęście było w jakiś sposób normą. Jednocześnie byłam bardzo szczęśliwym dzieckiem. To z pewnością w jakiś sposób uformowało mój charakter. I to mi pozwala w takich miejscach, o których pani mówi, patrzeć nie na to czego nie mogę zrobić, a na to co mogę. Na świecie całe rzesze ludzi nie mają dostępu do wody, wszystkim pomóc nie mogę. Ale mogę, i to robię, budować studnie w Afryce, pomagając chociaż części z nich. Trzeba mieć świadomość, że udzielana pomoc budzi też pewne nadzieje. Powinna więc być taka, żeby ludzie wiedzieli, czego mogą oczekiwać. Muszą być wyznaczone jasne kryteria. I trzeba się tych kryteriów trzymać. Dlatego taka praca wymaga dużo empatii, ale również asertywności. Bo paradoksalnie jest tak, że pracownik humanitarny musi umieć odmówić pomocy, ponieważ nie da się rady zrobić wszystkiego. Pomagając trzeba wybierać i ten wybór czasami boli. Jednak jeżeli patrzymy na to pod kątem tego, jak wiele możemy zrobić, to wtedy taki wybór wygląda już inaczej. Po prostu wyznaczamy sobie kolejne zadania.

Jesteście Państwo organizacją pozarządową, która zapewne nie mogłaby istnieć bez darczyńców, zarówno prywatnych, jak i tych, którzy mają firmy. Jak ludzie biznesu mogą wspierać, nazwijmy to „systemowo”, Polską Akcję Humanitarną?

Nasza współpraca z firmami przechodziła różnego rodzaju ewolucje. Kiedy jeszcze jeździliśmy z konwojami, potrzebowaliśmy po prostu konkretnych produktów, które firmy nam przekazywały w formie darów. Teraz już w zasadzie nie przyjmujemy takiego wsparcia. Dlatego nasza współpraca z firmami uległa całkowitemu przeobrażeniu. Jej formy są bardzo różne: np. darowizny usługowe, finansowe, programy lojalnościowe, marketing społecznie zorientowany. Nasz najnowszy projekt Klub PAH SOS Biznes stwarza kolejne możliwości takiej współpracy. Na czym ona polega? Otóż Klub PAH SOS Biznes powstał na potrzeby działań pomocy humanitarnej. Chodzi o to, że gdy gdzieś na świecie wydarza się katastrofa humanitarna, pomoc jest potrzeba natychmiast. Nie chcemy tracić czasu na zbieranie pieniędzy, gdy ludzie już potrzebują wsparcia. Dlatego chcielibyśmy mieć pod ręką środki, które uruchamiamy od razu. Oczywiście przeprowadzamy zbiórkę publiczną, prosimy społeczeństwo polskie o wsparcie, ale w momencie katastrofy są nam potrzebne stałe pieniądze, którymi możemy natychmiast dysponować. PAH SOS daje nam właśnie taką możliwość. Członkowie Klubu, wpłacając stałe składki, tworzą dla nas taki kapitał na wypadek katastrofy humanitarnej, nie wiedząc z góry, na jaką pomoc pieniądze będą przeznaczone. Czy będą to Filipiny, czy może Haiti? Ale wszyscy ofiarodawcy są później informowani, na co dana kwota została przeznaczona. Jesteśmy pewni, że nasi klubowicze mają świadomość, że budują trwały mechanizm pomocy. Bywa, że firmy zwłaszcza małe i średnie chciałyby pomagać i przy okazji budować swój pozytywny wizerunek, ale często robią to chaotycznie i okazjonalnie. Poprzez Klub PAH SOS Biznes dajemy im możliwość, by ich zaangażowanie społeczne funkcjonowało systematycznie i efektywnie, a także aby stało się wspaniałą korzyścią wizerunkową dla firmy. Wyobraźmy sobie, że jakieś przedsiębiorstwo chce się włączyć w pomoc, ale nie stać go na wyłożenie darowizny np. na budowę całej studni, bo jest to kwota rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych. System Klubu PAH SOS Biznes daje możliwość partycypowania w kosztach, dzięki czemu taka studnia czy dom na osiedlu dla uchodźców powstanie. Wtedy firma ma poczucie, że razem z pięcioma innymi darczyńcami przyczyniła się do tego, że tysiąc osób ma dostęp do wody. To bardzo dobrze wpływa na jej wizerunek. Często, jak wynika z naszych doświadczeń, także ogromnie konsoliduje pracowników, którzy to widzą i czują dumę z tego, że ich firma angażuje się w sensowne działania. Są także inne formy współpracy. Z niektórymi firmami mamy umowy partnerskie. Czasami wieloletnie, jak np. z BPH, BZ WBK, DHL i BP, czy do niedawna z LOT. Dla nas natomiast, jako dla organizacji, wspomniane formy współpracy oznaczają stabilność i przewidywalność finansową, co bardzo ułatwia naszą pracę. Dzięki stałemu wsparciu jest ona lepiej zaplanowana i efektywniejsza. Czasami także współpracujemy z jakąś firmą na zasadzie oferowania jako grantu usługi a nie pieniędzy. Tak jest np. z Microsoftem.

Czy potencjalny członek klubu też może zaoferować usługę zamiast składki pieniężnej?

Póki co nie ma takiej możliwości. Klub PAH SOS to fundusz finansowy. Jednak gdyby zgłosiła się do nas firma, która by przedstawiła konkretną ofertę na coś, co by nam było potrzebne, to nie sądzę, abyśmy odmówili nawiązania współpracy. Przykładowo potrzebujemy usług drukarskich. Nie wydajemy jakiejś ogromnej liczby ulotek czy plakatów, bo oszczędzamy na takich rzeczach, ale jak każda organizacja mamy czasami związane z tym potrzeby. Partnerstwo z jakąś drukarnią zapewne byłoby dla nas interesujące i pożyteczne. Jednak, jeśli ktoś chciałby zaproponować nam na przykład współpracę, gdzie w rozliczeniu są powiedzmy buty, to chociażby były najpiękniejsze i najlepszych marek nie są nam one przydatne w naszej działalności.

Czy zdarzył się Państwu jakiś „Hrabia Monte Christo”, czyli darczyńca, który chciał zachować anonimowość w swojej dobroczynności?

Zdarzały się takie przypadki. Na przykład pewne małżeństwo przekazało nam milion złotych na budowę studni w Sudanie Południowym. I w całej fundacji tylko kilka osób, niezbędnych w obsłudze darczyńców indywidualnych, zna nazwisko tych państwa. W księgowości występują pod hasłem „Kopernik”, ponieważ wspomniani ofiarodawcy zapragnęli, aby ufundowane przez nich studnie nosiły nazwiska wielkich Polaków. Dlatego mamy w Sudanie Południowym studnie imienia Curie-Słodowskiej, Słowackiego, Kopernika itd.

Praca na rzecz pomocy humanitarnej jest zapewne ogromnie absorbująca. Czy ma Pani czas na przyjemności? Czy jako astronom z powołania i zawodu spogląda Pani jeszcze czasami w gwiazdy?

Jeśli chodzi o astronomię, śledzę nowinki na ten temat. Zwłaszcza że obecny rozwój technologiczny daje dużo większe możliwości przetwarzania obrazu i obserwowania kosmosu niż kiedyś. Pozwala także na uściślanie teorii powstania wszechświata, co zawsze było moją pasją. W gwiazdy najczęściej patrzę, gdy jestem z dala od domu, gdzieś w terenie, na przykład w Sudanie albo Czeczenii. W Warszawie czy w Krakowie, gdzie mieszkam, trudno by było obserwować niebo. Jednak gdybym dzisiaj chciała profesjonalnie wrócić do astronomii, zapewne nie dałabym rady. Bo jestem już zacofana w stosunku do zmian, które zaszły w tej dziedzinie. Ale muszę przyznać, że astronomia pomogła mi w mojej obecnej pracy, bo dała mi umiejętność patrzenia na sprawy z oddalenia, globalnie. Kiedy na przykład widzę człowieka, któremu brakuje wody, to nie myślę o tym, żeby mu przynieść pełne wiadro, tylko zastanawiam się, jak rozwiązać ten problem na większą skalę i zapewnić mu stały dostęp. Jak pomóc społeczności, w której ten człowiek żyje? Zatem astronomia mi się przydała. Także w aspekcie logicznego myślenia, którego wymagają przedmioty ścisłe.

A bardziej przyziemne pasje? Czytanie, gotowanie, muzyka…?

Gotować lubię i nawet myślę, że mi to nieźle wychodzi. Ale gotuję rzadko, raczej okazjonalnie. I chyba bym nie lubiła takiego typowego codziennego pichcenia. Ale ugotowanie czegoś od czasu do czasu, dla przyjaciół, to dla mnie ogromna przyjemność. Muzyki słucham często, głównie poważnej, tworzonej do okresu Baroku. Czytam bardzo dużo. Każdą prawie wolną chwilę temu poświęcam, wykorzystuję na to także czas, kiedy jestem w podróży. Czytuję zwłaszcza książki z zakresu historii, ale także lektury związane z tym co robię, np. z krajami, którym Polska Akcja Humanitarna udziela pomocy. Ogólnie jestem ciekawa świata i książki częściowo zaspakajają tę moją ciekawość.

Janina Ochojska

Założycielka i prezes Polskiej Akcji Humanitarnej. Jest laureatką wielu prestiżowych nagród, otrzymała m.in.: wyróżnienie Fundacji POLCUL z Australii, tytuł „Kobiety Europy 94” przyznany przez Wspólnotę Europejską w Brukseli, Medal św. Jerzego „Tygodnika Powszechnego”, nagroda Pax Christi International Peace Award , Atsushi Nakata Memorial z Japonii , nagroda im. Jana Karskiego Za Odwagę i Serce Amerykańskiego Centrum Kultury i Domu Wolności w Waszyngtonie oraz Order Legii Honorowej przyznawany przez Prezydenta Republiki Francji i nagrodę Grand Prix Traveller.

Udostępnij

Możliwość komentowania jest wyłączona.