Menu
„MEDIACJE SĄ TYLKO DO WIELKICH SPRAW” – mit o mediacji

„MEDIACJE SĄ TYLKO DO WIELKICH SPRAW” – mit o mediacji

To kolejne powszechne przekonanie, jakie spotykam na temat mediacji. Znaczy to, że o mediatorze zaczynamy myśleć, gdy wszystko się już wali i pali, kiedy trudno już nawet na siebie spojrzeć, a o słuchaniu nie ma mowy.

Jeśli nawet wtedy strony trafią na mediację, to bardziej będą ją traktowały jako negocjacje, w czasie których mediator-negocjator pomoże im określić to, co pozostało do uratowania i sprawiedliwie podzielić między nimi straty. Nie będą uznawały, że jest to czas na naprawę relacji między nimi.

A o pomoc mediatora można było apelować wcześniej. Kiedy? Gdy zaczynały się pierwsze oznaki „nie dogadujemy się”, „trudno nam dokończyć rozmowę bez obrażania się czy złości”, „on mnie tak denerwuje”, „ona stała się zwykłą zołzą”. Brzmi banalnie? Takie słowa wypowiadasz lub słyszysz wśród znajomych od czasu do czasu lub bardzo często. I co? Żyje się dalej. Tak, tylko jak się żyje. Jeśli zależy nam, aby nasze relacje coraz bardziej nas karmiły, rozwijały, cieszyły a nie męczyły i prowadziły do notorycznych acz tak powszechnych frustracji, to warto spojrzeć na instytucję mediacji jako na czas, kiedy można dać sobie kilka chwil na spokojną rozmowę, o „błahych” rzeczach, które zazwyczaj prowadzą nas do głębokich wniosków.

Oto skrót rzeczywistej mediacji między parą o banalną w sumie rzecz. Ona nie odkłada kluczyków od wspólnego samochodu na półkę, na co on się wścieka. Ona nie rozumie w czym problem, aby sięgnąć do jej torebki i wyjąć kluczyki. On się łapie za głowę, a co za problem wchodząc do domu wyjąć je samej z torebki i położyć na półce? On zawsze tak robi. Itd., itd. No i faktycznie obiektywnie patrząc: co za problem? Subiektywnie zaś patrząc: każdej ze stron uruchamiają się jego własne emocje, niedogadane sprawy, może zaległe urazy, nie pozwalające zobaczyć w pełni drugiej osoby z jej uczuciami i potrzebami, które kryją się za każdym działaniem. I jest to poniekąd normalne.

Para zdecydowała się na mediację, aby znaleźć sposób, który pozwoli im zmienić te występujące kilka razy w tygodniu momenty napięcia w zrozumienie i nowe rozwiązanie. Na początku czuli się niekomfortowo przedstawiając mediatorowi temat mediacji, przecież to takie banalne. Jednak po dłuższej rozmowie krążącej wokół „ale co za problem wyjąć kluczki”/„ale co za problem sięgnąć po kluczki?”, strony dochodzą do ważnego momentu:

Ona: Przecież wiesz, że kluczyki są w mojej torebce. Używam tylko jednej na raz. Czy to jest problem, naprawdę?

On: Bo ja chcę robić to, co do mnie należy!

Mediator: Czyli chodzi Ci o taką łatwość?

On: Tak, i chcę robić to, co chcę –a to jest tak regularne!

Mediator: Czyli chodzi o wolność i łatwość?

On: Tak, tak właśnie wolność jest dla mnie ważna. Nie chcę robić rzeczy, których po prostu nie chcę robić.

Mediator: [do niej] Czy chciałabyś powiedzieć, co Ty usłyszałaś od Piotra?

Ona: Piotrowi chodzi o wolność i łatwość. [Cisza. Widać na jej twarzy wzruszenie.]

Mediator: Jak to jest dla Ciebie, Ewo?

Ona: Jestem wzruszona. Dopiero teraz zobaczyłam w tym odmawianiu wyciągania kluczyków taki faktyczny wyraz wolności. A ta wolność to jest to, co mi się tak bardzo w nim spodobało, jak się spotkaliśmy…

Mediator: Czyli masz wrażenie, że teraz zrozumiałaś czym motywowana jest prośba Piotra i dodatkowo przypomina Ci to, o czymś cennym dla Ciebie z czasów, kiedy się poznaliście?

Ona: Tak. [Głęboki wdech.] Choć nadal nie czuję się zrozumiana przez Piotra, teraz mam większą gotowość, aby zadbać samej o to, i wyjmować kluczyki na półkę.

Mediator: Hmm. Słyszę, że tęsknisz też za tym, aby Piotr Cię zrozumiał.

Ona: Tak, bo jednocześnie przypomina to mi to o mojej potrzebie wolności… Też chcę przyjrzeć się, czego ja pragnę, co chcę robić, a czego nie.

I tutaj dopiero zaczyna się ten „prawdziwy” kawałek spotkania i zobaczenia się dwóch osób nawzajem. Nie chodzi o odkładanie kluczyków czy o grzebanie w damskiej torebce. Chodzi o wolność! Puenta, z którą wyszła ta para z mediacji była taka: jeśli mediacja może być pomocna przy tak małych sprawach, z pewnością pomyślimy o niej, gdyby przyszły poważniejsze, bo widzimy, że za każdą „małą czy dużą” rzeczą jest coś bardzo ważnego. Po kilku miesiącach, gdy para została zapytana, co myśli dziś o tej dwugodzinnej mediacji, odpowiedzieli zgodnie: nadal żyjemy na fali tej dobrej energii, która wytworzyła się, gdy usłyszeliśmy nawzajem swoje potrzeby.

Magdalena Sendor
mediatorka i trenerka, założycielka Strefy Porozumienia, która promuje mediacje w miejscu pracy jako formę budowania dobrej atmosfery (www.strefaporozumienia.pl). Z wykształcenia jest dziennikarką i kulturo znawczynią, od wielu lat jest gorącą zwolenniczką świadomej i empatycznej komunikacji. Ukończyła roczne Studium Porozumienia Bez Przemocy (Nonviolent communication) Marshalla B. Rosenberga (2008–2009) oraz Intensywny kurs mediacji wg Porozumienia Bez Przemocy (2010–2011–2012). Jest osobą, która nieustannie się doszkala samodzielnie szukając wiedzy u innych ludzi, w książkach, w życiu lub w formie szkoleń czy warsztatów.

Udostępnij

Możliwość komentowania jest wyłączona.